Wielu polskich inwestorów okres od marca 2017 r. do końca 2018 r. chciałoby wymazać z pamięci. Był to bardzo trudny czas na średnich i mniejszych spółek notowanych na GPW. Indeks sWIG80 przeszedł przez prawdziwą, ponad półtoraroczną, bessę. Gorszą niż w 2011 czy 2014 r.
Spore grono spółek spadło do poziomów cenowych znanych tylko z dołka bessy 2008/2009. Czasami spadki były uzasadnione, np. załamaniem generowanych zysków. Ale w części przypadków kursy zniżkowały o wiele głębiej niż wynikałoby to z fundamentów spółek.
Kiedyś na GPW obowiązywała taka złota reguła. Wystarczyło znaleźć spółkę ze wskaźnikiem P/E w okolicach 10 i prędzej lub później można było na tej inwestycji zarobić. Obecnie w niektórych przypadkach wyceny spadły do 5-8-krotności zysków i przysłowiowy pies z kulawą nogą nie chce się nimi zainteresować. To nie jest normalne!
Ale rynek ma to do siebie, że porusza się od skrajnego przewartościowania do skrajnego niedowartościowania. I prędzej lub później inwestorzy przypomną sobie o zapomnianych spółkach na GPW. A pieniądze leżą na stole i wystarczy się po nie tylko schylić. Dowód? Minął zaledwie jeden miesiąc nowego roku, a 30 spółek osiągnęło już wzrost kursów o min 30%. Aby zarobić tyle na niezłej lokacie bankowej trzeba by czekać… 10 lat.
Reasumując, nadal nie twierdzimy, że już zaczęła się hossa na średnich i mniejszych spółkach na GPW. Ale po raz kolejny pozwalamy sobie zauważyć, że ich wyceny są obecnie bardzo niskie. A zgodnie z historią giełdowych cykli – jest to tylko kwestia czasu aż ich notowania powrócą do normalnych poziomów (a może nawet wyżej).