Rozczarowanie odczytem inflacji z USA pozostawiło skazę na dolarze, dla wielu inwestorów spychając decyzję o kolejnej podwyżce Fed w tym roku dalej w strefę marzeń. Z drugiej strony brak nowych wieści w temacie konfliktu koreańskiego pcha w górę USD/JPY i USD/CHF. Ogólnie rynki nie otrzymały żadnej informacji, która zmieniłaby warunki gry. Tymczasem złoty przed weekendem został osłabiony przez asekuracyjne pozycjonowanie, a perspektywa świątecznej przerwy nie pomoże w odreagowaniu.
Rozczarowanie odczytem lipcowej inflacji CPI z USA nie było duże, gdyż dynamika roczna trafiła w konsensus (1,7 proc.), za to zmiana miesięczna wypadła gorzej (0,1 proc. vs 0,2 proc.). Słabość skupiła się na cenach usług hotelarskich, mocno zmiennym elemencie i mało istotnym dla konstruowania polityki pieniężnej. Kluczowe komponenty (szczególnie po stronie usług) wypadły dobrze, co nie zmienia jednak faktu, że przyspieszenia inflacji w kierunku celu 2 proc. dalej nie widać. Wygląda to mało zachęcająco dla jastrzębi z Fed, ale też i uczestnicy rynku nie widzą podstaw do dyskontowania większych szans na kolejną podwyżkę stóp procentowych w tym roku. Jednak wycena rynkowa jeszcze przed piątkowym odczytem była relatywnie niska (ok. 40 proc.) i rozczarowanie na poziomie poniżej 0,1 proc. (zaokrąglenia) nie jest solidną podstawą, by zbijać oczekiwania niżej. Dolar także zatrzymał wyprzedaż na odjęciu siły, jaka budowała się w poprzednich dnach w nadziei na pozytywne zaskoczenie. Znajdujemy się w punkcie, gdzie rynek wie tyle samo o przyszłości polityki Fed (i jej wpływie na dolara), co na początku ubiegłego tygodnia.
Poniedziałkowa sesja azjatycka przynosi lekkie odreagowania dolara, choć traktowałbym to jako jedynie domykanie krótkich pozycji przez inwestorów, którzy oczekiwali więcej z piątkowej reakcji na dane. Weekend nie przyniósł eskalacji konfliktu koreańskiego, więc oportunistyczne pozycje na umocnienie JPY i CHF również są domykane. Kalendarz w poniedziałek także nie zdziała wiele dla odmiany obrazu rynku. Za nami już mocne akcenty w postaci sprzedaży detalicznej z Nowej Zelandii (2,1 proc. k/k, prog. 0,7 proc.) i PKB z Japonii (1 proc. k/k, prog. 0,6 proc.), ale ani NZD, ani JPY nie wykazały reakcji na dane. Nieco rozczarowania przyniosły wskaźniki aktywności z Chin, gdyż i produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna wypadły poniżej prognoz, jednak różnice nie były tak duże, by wywołać popłoch na rynkach. Przed nami jeszcze produkcja przemysłowa z Eurolandu, która powinna przejść bez echa. Zanosi się na senny start tygodnia z oczekiwaniem na wydarzenia kolejnych dni. Na pierwszym planie będzie sprzedaż detaliczna z USA (wt) i PKB ze strefy euro (śr), zaraz przed CPI z Wielkiej Brytanii (wt) i Kanady (pt) oraz raportem z rynku pracy z Australii (czw). Uwagę przyciągną też protokoły z posiedzeń FOMC (śr) i ECB (czw).
Ubiegły tydzień dla złotego zakończył się źle, a EUR/PLN podszedł pod 4,30. Kalendarz stał się największym wrogiem złotego, gdyż niepewność o rozwój wydarzeń geopolitycznych w weekend w połączeniu z jutrzejszą przerwą w pracy lokalnych banków powoduje, że część inwestorów woli dmuchać na zimne i zredukowała ekspozycję. Dodatkowo fakt, że EUR/PLN wyłamał się z prawie pięciomiesięcznej konsolidacji musi dawać do myślenia, że ryzyka zaczynają przeważać na niekorzyść polskiej waluty. Nie trzeba nawet wspominać o krajowym ryzyku politycznym przebudzonym przez reformę sądownictwa. Przestrzegaliśmy przed takim scenariuszem, a zredukowana płynność w najbliższych dniach nie pomoże w stabilizacji kursu złotego. W środę szacunek flash dynamiki PKB za II kw. powinien przypomnieć o zdrowych fundamentach gospodarki, ale może to być niewystarczający powód, by odmienić klimat wokół złotego, jeśli lepsze dane nie będą skutkować zaostrzeniem stanowiska RPP.