Do godzin południowych na rynku liczą się przede wszystkim dwie informacje. Pierwszą z nich jest historyczny spadek rentowności 10-letnich obligacji Niemiec poniżej 0,000%. Oznacza to tyle, że pożyczając pieniądze niemieckiemu rządowi na okres do 10 lat (niższe terminy zapadalności mają już mocno zakotwiczone ujemne rentowności) de facto będzie trzeba dopłacać. Skąd więc popyt na tego typy papiery?
Powody są dwa, po pierwsze to napływ kapitału do bezpiecznych aktywów z racji ryzyka krążącego na rynku (nie tylko Brexit, ale i również wybory parlamentarne w Hiszpanii, które niemniej mają znacząco mniejszy wpływ w porównaniu z referendum w Wielkiej Brytanii). Obecnie ze świecą można szukać obligacji kraju z dodatnią rentownością o korzystnej (według agencji ratingowych) ocenie kredytowej (być może prócz USA). Nawet Japonia zaczyna mieć z tym problemy, mając już 10-latki poniżej magicznej bariery 0,000%.
Tym samym w dniu dzisiejszym Niemcy dołączyły do takich państw jak wyżej wymieniona Japonia czy Szwajcaria, które już mają rentowności 10-letnich obligacji z ujemną stopą. Drugim czynnikiem nienasyconego popytu na obligacje krajów wysoko rozwiniętych (przede wszystkim Niemiec i Japonii) jest chęć zarobku... tak, tak nawet przy ujemnej rentowności.
Mowa oczywiście o odsprzedaży obligacji za jakiś czas z nadzieją, że ich cena wzrośnie jeszcze bardziej (rentowności staną się jeszcze bardziej negatywne). Oczywiście jest to swego rodzaju anomalia, za którego odpowiadają przede wszystkim banki centralne i ich stymulacyjne polityki monetarne.
Potężny gracz po stronie popytowej na rynku długu, jakim jest z pewnością BoJ czy EBC skutkuje tym, że wielu inwestorów "bierze w ciemno" papiery z ujemną rentownością widzą, że żaden z banków nie zamierza przestawać skupować obligacji z rynku i mając na uwadze fakt, iż inflacja wciąż pozostaje mocno stłumiona.
Z drugiej strony wszystko ma swoje granice i należy o tym pamiętać. Płynność na rynku długu z racji pojawienia się tak dużych graczy może być zagrożona, a poza tym należy postawić sobie pytanie co stanie się, jeśli któryś z banków postanowi (kiedyś to w końcu nastąpi) zacząć upłynniać nabyte aktywa. Hossa na rynku papierów dłużnych trwa w najlepsze, lecz nie należy przy niej gubić zdrowego rozsądku, gdyż jej zakończenie będzie z pewnością bardzo głośne i bolesne.