Piątek zaczynamy bez postępów w rozmowach USA-Chiny, ale z wyższymi cłami na warte 200 mld USD chińskie towary sprowadzane do USA. Rynki jednak nie panikują z pomocą cudownej sesji na giełdzie w Szanghaju i „pięknego” listu prezydenta Chin Xi do prezydenta USA Trumpa. Przynajmniej panowie ze sobą rozmawiają i to na razie wystarczać, by podtrzymać nadzieje na porozumienie.
Jeszcze wczoraj pesymizm wokół rozmów handlowych USA-Chiny sięgał zenitu, ale nie pierwszy raz prezydent Trump potrafił obrócić wszytko do góry nogami. Tym razem na pozytywną stronę. Prezydent USA otrzymał „piękny list” od prezydenta Chin Xi, a on sam ma „wspaniałą alternatywę” dla umowy handlowej (nie wiemy jednak, jaką). To wystarczyło, by podtrzymać nadzieję, że jakaś forma porozumienia nastąpi, nawet pomimo podniesienia ceł z 10 proc. do 25 proc.
Na początku tygodnia wskazywałem, że dla rynków największym ryzykiem w tym tygodniu nie są konsekwencje wojen handlowych, ale pojawiające się znienacka potencjalne zwroty akcji, zmiany stanowisk itp. Dlatego też rynki w ostatnich dniach pozostawały w szarpanej zmienności, ale bez silnego zaznaczenia kierunku (spadek S&P500 o 2,5 proc. od początku tygodnia nie ma znamion panicznej wyprzedaży). Obraz rynku w piątek rano mógłby wyglądać inaczej, gdyby reakcja chińskich aktywów na wprowadzone cła była poważna. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Kurs juana do dolara praktycznie nie uległ zmianie, po części z pomocą wyższego fixingu ustanowionego przez Ludowy Bank Chin. Giełda w Szanghaju w pierwszej reakcji zaczęła wyznaczać nowe dołki w tym tygodniu, gdy nagle sentyment się całkowicie odwrócił i ostatecznie piątkowa sesja przyniosła wzrosty o 3,1 proc. Rynek spekuluje, ile w tym interwencji władz z Pekinu. Wprawdzie w reakcji na wyższe cła Chiny zapowiedziały podjęcie koniecznych działań zaradczych, ale nie sprecyzowały, czy w grę wchodzi także stabilizacja rynku finansowego.
Ogólnie rzecz ujmując, rozmowy wciąż trwają (dziś druga runda z rezultatami prawdopodobnie w godzinach nocnych), a inwestorzy nie porzucają nadziei, że nie dojdzie do zerwania negocjacji. Poza mini-rajdem ulgi po wczorajszej przecenie, rynki finansowe pozostają w zawieszeniu, gdyż w szerszym kontekście wciąż nie wiemy, co i kiedy zostanie uzgodnione i jakie będzie miało konsekwencje dla globalnego ożywienia. Osobiście dalej pozostaje niepoprawnym optymistą, albo przynajmniej uważam, że tematy nieprzynoszące szybkiego rozstrzygnięcia z czasem są przez rynki odsuwane w kąt. Do handlu potrzeba świeżych i konkretnych impulsów, a czekanie na cokolwiek nie wiadomo kiedy nie jest skuteczną metodą na zarabianie.
W piątek inwestorzy będą bacznie uważać na przecieki z Waszyngtonu, ale też powrócą do śledzenia danych. Nie tych z Wielkiej Brytanii, gdyż funt wciąż jest w goryczy, że rząd zdecydował się na przygotowania do wyborów do europarlamentu, zamiast przyspieszyć międzypartyjne pertraktacje nad umową brexitu. Po południu dane o zatrudnieniu i płacach z Kanady będą wsparciem dla CAD pod warunkiem, że przypomną o dobrej kondycji rynku pracy. Główna uwaga będzie jednak na inflacji CPI z USA. Kolejny słaby odczyt podda w wątpliwość stanowisko Fed, że ostatnie spowolnienie dynamiki cen jest przejściowe. Wzmocnione przekonanie, że kolejny ruch Fed będzie obniżką stanie się paliwem dla dalszych wzrostów EUR/USD.