Wczoraj doniesienia o możliwym blokowaniu inwestycji Chin w USA popsuły klimat na rynkach finansowych, ale tuż przed końcem sesji na Wall Street zaprzeczenia doradcy Navarro pomogły nieco odmienić losy dnia. Rynek absorbuje sprzeczne doniesienia, ale przez staje się coraz bardziej wrażliwy na wszelkie informacje wokół sporów handlowych USA z resztą świata. Wątpliwości pozostają, krępując notowania.
Czy USA będą ograniczać chińskim spółkom inwestycje w USA? A może, cytując za sekretarzem skarbu Mnuchinem, wszyscy będą traktowani tak samo, co oznacza restrykcje w inwestycjach dla wszystkich państw? Nic nie jest pewne. Z drugiej strony doniesienia, że amerykański producent motocykli planuje przenieść część produkcji poza granice USA (aby obejść cła nałożone przez UE), pokazuje, że skutki napięć handlowych zaczynają zataczać szersze kręgi. Na rynkach nie widać załączania trybu paniki, gdyż większość inwestorów (w tym autor) ostrożnie podchodzi do wizji totalnej wojny handlowej, z której przecież nikt nie wyjdzie zwycięsko. Prezydent Trump może nie dopuszczać tej myśli do siebie, ale szeroki sztab jego doradców z pewnością waży konsekwencje konkretnych działań. Tak samo Chiny, jak i UE, zdają sobie sprawę, jak szkodliwe dla nich samych może być bezrefleksyjne przerzucanie się cłami.
Jeśli wszystko jest polityczną grą straszenia przeciwnika, dopóki nie złagodzi swojego stanowiska, to finalne umowy nie będą dużo szkodliwe dla globalnej gospodarki. Jednak ryzyko krótkoterminowe leży w odbiorze sporów przez inwestorów, przedsiębiorców i konsumentów. Niepewność wokół kształtu przyszłych relacji handlowych, trwałości umów sprzedaży za granice oraz perspektyw zatrudnienia może wkrótce znaleźć odzwierciedlenie w miernikach nastrojów. Dziś testem będzie indeks zaufania konsumentów z USA. Jak na razie gospodarstwa domowe zdają się bagatelizować ryzyko wojny handlowej i są w najlepszych nastrojach od początku stulecia. Niespodziewane dziś oznaki pogorszenia będą pierwszym ważnym sygnałem, że agresywna polityka handlowa ma już pierwsze negatywne skutki.
Z perspektywy rynku finansowego to nie są przyjazne warunki. Nie da się budować trwałych pozycji, kiedy w przeciąg jednej doby mogą niespodziewanie pojawić się sprzeczne komunikaty, które wywracają handel do góry nogami. Idealny przykład wczoraj: USD/JPY. Inwestorzy na FX zdają się bardziej odporni na wyprzedaż od swoich kolegów z rynku akcji, ale nie są pozbawieni wątpliwości, o czym świadczy wczorajsza silna huśtawka USD/JPY. Nie są też do końca przekonani, jak rozgrywać spór handlowy w kontekście popadania w awersję do ryzyka, czy nie. Gdyby ocena sytuacji była spójna, AUD, NZD i inne waluty ryzykowne byłyby dużo niżej. EUR/USD na 1,17 jest niedorzecznym poziomem w obliczu bagażu fundamentalnych wad euro, ale najwyraźniej rynek ma swoje zdanie. Zdanie, które jednak w każdej chwili może ponownie się odmienić. Trzeba o tym pamiętać.