Tematem najbardziej gorących dyskusji jest obecnie trwała zmiana trendu na rynkach obligacji i przepływ kapitału w kierunku akcji. W domyśle, na giełdach zapanuje hossa, papiery dłużne znów będą pogardzane przez większość inwestorów, a zanim to nastąpi, możemy być świadkami krachu na rynku obligacji.
Obserwowane od pewnego czasu zmiany na rynkach finansowych, charakteryzujące się silnymi zwyżkami na głównych giełdach świata oraz coraz bardziej wyraźną tendencją spadku cen obligacji, nie są niczym nadzwyczajnym. To kolejny etap rynkowego cyklu, różniący się od poprzednich jedynie tym, że będzie miał do skorygowania znacznie silniejszy, bezprecedensowy wręcz, wpływ polityki pieniężnej, głównie w wykonaniu Fed. Wycofywanie się z programu skupu obligacji oraz w dalszej perspektywie podwyżki stóp procentowych, należy więc traktować jako powrót do normalności, a nie zagrożenie dla gospodarki i rynków finansowych. Perturbacje, które mogą się pojawić, nie przyjmą raczej formy krachu na rynku obligacji i wynikać będą bardziej z emocji inwestorów, niż realnych podstaw.
Do takich wniosków skłania nie tylko przekonanie, że rezerwa federalna zrobi wszystko, by proces normalizacji polityki pieniężnej przebiegał w miarę bezboleśnie, ale także obserwacja podobnych cykli z przeszłości. Z podobnym zjawiskiem dynamicznego wzrostu cen obligacji, czyli wzrostu ich cen, mieliśmy do czynienia w okresie pęknięcia bańki internetowej oraz następującego w jego konsekwencji załamania gospodarczego. Od początku 2000 do połowy 2003 r. rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych obniżyła się z 6,8 do 3,07 proc., czyli spadła o 55 proc. W tym czasie S&P500 zniżkował o 50 proc. Dwie najnowsze fale hossy na rynku obligacji i bessy na giełdach, miały miejsce od czerwca 2007 do stycznia 2009 r. i od kwietnia 2010 do sierpnia 2012 r. Obie przyniosły spadek rentowności obligacji o 62-63 proc. Pierwszej z nich towarzyszył spadek S&P500 o 58 proc. W czasie drugiej indeks na Wall Street zniżkował już tylko o 22 proc., a fala spadkowa trwała o wiele krócej, niż poprzednia. Oba te zjawiska, czyli niewielka skala oraz czas trwania to najwyraźniej zasługa polityki Fed.