Napięcia na linii Korea-Stany oraz kolejne problemy administracji Trumpa to w ostatnim czasie woda na młyn giełdowych niedźwiedzi a także główne przyczyny ucieczki kapitału w stronę bezpiecznych przystani. Na złocie mamy zatem jednocześnie dwa mocne czynniki popytowe działające jednocześnie, wzajemnie się wspierając – odwrót od dolara i aprecjacja 'save heavens'.
Nikogo zatem nie powinno dziwić ustanowienie nowych średnioterminowych szczytów oraz osiągnięcie poziomów z początku listopada, kiedy przez rynek przeszło małe tsunami związane z wyborem Trumpa na prezydenta. Kluczowym rejonem w obecnej chwili jest psychologiczna bariera 1300 USD/oz. Tam w piątek został potwierdzony opór działający już kwietniu i czerwcu. Tam też nastąpił zdecydowany odwrót lub jak to pewnie określą optymiści – realizacja zysków. Na dziennym wykresie cena utworzyła zdecydowanie podażowy układ – konkretną spadającą gwiazdę z długim górnym cieniem. 9 na 10 razy pewnie byłby to sygnał do generalnego odwrotu, jednak teraz mamy chyba do czynienia z tym jednym wyjątkiem. Poniedziałek nie zaczyna się od masowej ucieczki a cena pozostaje w rejonach piątkowego zamknięcia. Widzimy więc zatem, że 1300 kusi swoimi okrągłościami a niepewność inwestorów związana z białym domem pozostaje na wysokich poziomach. Ponowny test tego poziomu jest zatem wielce prawdopodobny a w wypadku zanegowania takiej spadającej gwiazdy możemy mieć do czynienia ze zdecydowanym przełamaniem tej bariery i bezkompromisowym marszem na północ.
Warto tutaj wspomnieć, że duża część zwyżek na giełdzie i spadków na złocie po wyborze Trumpa na prezydenta była związana z jego obietnicami odnośnie stymulacji gospodarki i masowej deregulacji. Jesteśmy już mądrzejsi o kilka miesięcy i kilkanaście dymisji i możemy się spodziewać, że z szumnych zapowiedzi może pozostać nam niewiele. W momencie, kiedy inwestorzy zdadzą sobie sprawę, że balonik był przesadnie i bezpodstawnie nadmuchany, złoto może pójść jeszcze wyżej.