(PAP) Ogłaszając w środę strategię walk z Państwem Islamskim prezydent Barack Obama zapewnił, że USA wraz z sojusznikami "osłabią i ostatecznie zniszczą" bojowników tego radykalnego ugrupowania.
Zadeklarował też, że nie zawaha się zaatakować terrorystów na terytorium Syrii, przed czym dotąd Stany Zjednoczone się powstrzymywały.
W wygłoszonym w środę wieczorem czasu waszyngtońskiego telewizyjnym przemówieniu do narodu Obama zapowiedział, że USA poprowadzą "szeroką koalicję" do nieugiętej kampanii w celu wyeliminowania bojowników Państwa Islamskiego (IS), "gdziekolwiek się oni znajdują". Ugrupowanie to, uważane za najsilniejszą i najbogatszą organizację dżihadystyczną świata, opanowało w ostatnich miesiącach znaczne obszary w Iraku i w Syrii.
"To nie jest nasza walka samotnie. Amerykańska siła może zdecydowanie zmienić sytuację, ale nie możemy zrobić za Irakijczyków tego, co muszą zrobić sami, ani nie możemy zająć miejsca arabskich partnerów w zapewnianiu bezpieczeństwa ich regionu. Nasz cel jest jasny: osłabimy i ostatecznie zniszczymy ISIL poprzez spójną i trwałą strategię antyterrorystyczną" - powiedział prezydent, używając skrótu zamiennej nazwy tego ugrupowania terrorystycznego (Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie).
"Postawiłem jasno sprawę, że będziemy ścigać terrorystów, którzy zagrażają naszemu krajowi wszędzie gdziekolwiek się znajdują. To znaczy, że nie zawaham się podjąć działań przeciwko ISIL w Syrii, jak również w Iraku" - dodał Obama.
Jednocześnie zapewnił, że operacja przeciw Państwu Islamskiemu "będzie inna niż wojny w Afganistanie i Iraku" i "nie obejmie udziału amerykańskich wojsk w walkach lądowych na obcym terytorium".
Zwracając się do Amerykanów na dzień przed 13. rocznicą zamachów terrorystycznych z 11 września o poparcie dla tej misji, prezydent USA powiedział im, że mimo sukcesów Amerykanów w walce z Al-Kaidą i innymi organizacjami terrorystycznymi w Afganistanie, Pakistanie czy Jemenie, "zagrożenie terroryzmem wciąż istnieje".
Zapewnił, że na razie nie ma danych wywiadowczych, które wskazywałyby na bezpośrednie zagrożenie IS dla USA. Zaznaczył jednak, że "jeśli nie zostaną zahamowani", to ci "jedyni w swoim rodzaju pod względem brutalności terroryści" mogą takie zagrożenie stwarzać w przyszłości. Zwłaszcza, że zdaniem wywiadu USA ugrupowanie to przyciąga "tysiące" bojowników z zagranicy, w tym z Europy, a także z USA. "Wyszkoleni i zahartowani w boju mogliby próbować wrócić do domów i przeprowadzać śmiercionośne ataki" - powiedział Obama.
Obama zapowiedział, że antyterrorystyczna kampania przeciw IS będzie realizowana poprzez uderzenia z powietrza oraz wspieranie sił kurdyjskich i armii irackiej. Zapowiedział "zwiększenie" tej pomocy i wysłanie do Iraku dodatkowych 475 wojskowych, którzy mają pomóc Kurdom i Irakijczykom w szkoleniach, wywiadzie oraz obsłudze sprzętu.
Ponadto Obama zapowiedział "wojskowe wsparcie" USA dla umiarkowanej opozycji w Syrii. W tym celu zaapelował do Kongresu, by udzielił niezbędnej zgody na zwiększenie budżetu USA.
O zbrojeniu umiarkowanych rebeliantów Obama rozmawiał też w środę z Abd Allahem - królem Arabii Saudyjskiej, która ma odegrać kluczową rolę w międzynarodowej koalicji przeciw IS. "Prezydent i król zgodzili się co do potrzeby zwiększenia szkoleń i dostaw sprzętu dla umiarkowanej syryjskiej opozycji" - głosi wydany po tej rozmowie komunikat Białego Domu.
USA już od 8 sierpnia prowadzą w Iraku naloty przeciwko IS. Pentagon poinformował w środę, że w sumie dokonano już 154 bombardowań, które "uszkodziły bądź zniszczyły cele" IS, w tym wiele pojazdów opancerzonych i składów broni.
Po dokonaniu przez dżihadystów egzekucji dwóch amerykańskich dziennikarzy Obama znalazł się pod presją, by rozszerzyć naloty na Syrię, gdzie mieszczą główne dowództwo i baza IS.