Investing.com – Rynki finansowe działają według bardzo prostej zasady - oceny ryzyka. Jeśli wzrasta ryzyko, że firma będzie generować mniejsze zyski w przyszłości wówczas odpowiadający jej składnik aktywów spada, ponieważ ryzyko pogorszenia rozwoju jest wycenione, a płynność spada. Z drugiej strony, jeśli ryzyko maleje to wartość aktywów rośnie.
Jednakże, jak w swoim najnowszym poście stwierdza bloger finansowy - Charles Hugh Smith: wymagania dotyczące oceny ryzyka zmieniły się diametralnie. Nieuchronnie oznacza to, że nie można już zakładać, że rynki będą dalej się rozwijać tak jak to miało miejsce w ciągu ostatnich 30 lat.
Smith wyjaśnia, że światowa gospodarka przeszła przez 30-letni cykl wzrostu napędzany zmianami, które doprowadziły do zmniejszenia ryzyka dla rynków finansowych.
Oprócz upadku Związku Radzieckiego i związanego z nim końca zimnej wojny obejmowało to również nowo odkryte ogromne złoża ropy naftowej. Do tego doszedł kwitnący handel światowy, który umożliwił korporacjom na całym świecie outsourcing produkcji do krajów o niskich płacach takich jak Chiny, co obniżyło koszty i spowodowało wzrost zysków. Banki centralne dostarczały rynkom taniego pieniądza poprzez niskie stopy procentowe, ponieważ inflacja nie była czynnikiem podczas tego cyklu.
Ale - według Smitha - to już historia, ponieważ świat zmienił na poziomie fundamentalnym.
Przed kryzysem finansowym w 2008 r. polityka pieniężna była określana przez rynek. To płynność ceny i ryzyko dyktowały bankom centralnym, jakie ramy polityki pieniężnej zastosować.
Ale kryzys finansowy zmienił ten rynkowy mechanizm. Rządy i banki centralne czuły się zmuszone do interwencji, w przeciwnym razie świat pogrążyłby się w poważnej recesji, ponieważ nowe ryzyko zostało wycenione. I tak, polityka zerowej stopy procentowej została wdrożona, gdy inflacja była jeszcze niska.
Jak wyjaśnia dalej Smith, doprowadziło to do bezprecedensowej pogoni za rentownością za pomocą pożyczonych darmowych pieniędzy. Doprowadziło to także do powstania ogromnych baniek we wszystkich sektorach, które zawsze są zagrożone załamaniem płynności i ponowną wyceną ryzyka i aktywów.
Bańki osiągnęły rozmiary, które po ponownej wycenie mogą doprowadzić do upadku światowego systemu finansowego. Stałoby się to już w 2008 roku, gdyby nie interwencja banków centralnych. Ale ta interwencja doprowadziła do jeszcze większych baniek, które nadal rozszerzały się wraz z pakietami stymulacyjnymi Covid-19.
Problem polega jednak nie tylko na tym, że ceny aktywów nie odzwierciedlają zmienionej rzeczywistości, ale na tym, że notowane ceny służą, jako zabezpieczenie ogromnej góry długu, która stale się piętrzy. Rewaluacja doprowadziłaby do nadmiernego zadłużenia. Inwestycje we wzrost byłyby wówczas nie do pomyślenia, ponieważ wszystkie nadwyżki zostałyby pochłonięte przez spłatę odsetek.
Świat, który, w którym jeszcze niedawno najważniejsze indeksy osiągały nowe szczyty, nawet w czasach kryzysu, zmienił się fundamentalnie.
Smith zauważa, że Chiny - od dawna uznawane za kosmopolityczne - stają się coraz bardziej autorytarne i agresywne w swojej polityce zagranicznej wysuwając roszczenia terytorialne, np. wobec Tajwanu. Stany Zjednoczone zaś, zobowiązały się do obrony wyspy przed Chinami. Globalne łańcuchy dostaw, na których opierał się wzrost w ostatnich kilku dekadach są porzucane. Niezależność od zagrożeń geopolitycznych to nowe podejście, które utrudnia utrzymanie zwrotów, do których się przyzwyczailiśmy, nie mówiąc już o rosnących zyskach. A tam, gdzie wzrost się załamuje wysokie długi wkrótce doprowadzą do kryzysu, który dotknie nas wszystkich.
Do tego dochodzą zmiany demograficzne i era uporczywej inflacji. Oba te czynniki sprawią, że popyt na wszystko, co nie jest absolutnie niezbędne do życia ulegnie załamaniu. Nadal utrzymuje się optymizm, że inflacja jest zjawiskiem przejściowym - jak pisze Smith. Ale nieurodzaj, zmiany klimatu, wysokie koszty kapitałowe i góra zadłużenia doprowadzą do ogromnego przeszacowania aktywów.
Jako przykład wpływu przeszacowania, Smith podaje budownictwo mieszkaniowe. W ostatnich dziesięcioleciach zakładano, że dekadę później nieruchomość będzie miała o 30 procent wyższą wartość po uwzględnieniu inflacji. Wolne od ryzyka inwestycje w "betonowe złoto" były oferowane na każdym rogu. Popyt jednak spada ze względu na wyższe premie za ryzyko i trzeba liczyć się z tym, że za 10 lat po uwzględnieniu inflacji budowane dziś nieruchomości będą warte 30% mniej. Kto nadal będzie budował nieruchomości po obecnie wysokich cenach? Smith pisze:
„W tej chwili, przeszacowanie jest jeszcze umiarkowane, ale jeśli podane przykłady ryzyka się zmaterializują to należy spodziewać się przyspieszenia przeszacowania. Jeśli płynność wyschnie i nabywcy domów i akcji nagle opuszczą rynek spadek cen będzie dramatyczny i samonapędzający się”.
Rynkowi nie sprzyja również przekonanie, że stopy procentowe i inflacja wkrótce spadną, rewolucja sztucznej inteligencji rozpęta nową erę wydajności, a napięcia geopolityczne wygasną. A jeśli tak się nie stanie, banki centralne znajdą sposób, aby rynki akcji wbrew wszelkim przeciwnościom osiągnęły nowe rekordy wszechczasów.
Ale biada temu, kto straci wiarę, że wszystko pójdzie wyżej, dalej, szybciej, wtedy otrzymamy sumę wszystkich strachów; wszystkie bańki pękną w tym samym czasie rodząc mega krach.
- Global Ship Lease ma szansę na 50% wzrostu. Jak korzystać ze skanera InvestingPro
- 3 akcje tech, które mogą zyskiwać podczas hossy na NASDAQ : Broadcom, Adobe oraz..
- Trwa wojna o półprzewodniki. Które spółki mogą być największymi wygranymi?
- 3 spółki wybierane przez duże fundusze inwestycyjne: Apple (NASDAQ:AAPL), Microsoft (NASDAQ:MSFT) i...
Masz więcej pytań?
Jeśli nie znalazłeś odpowiedzi, których szukałeś, przejdź do Centrum Pomocy, aby uzyskać dodatkowe informacje.