(PAP) W wyniku wojny handlowej USA-Chiny procesy globalizacyjne spowalniają, a pełna eskalacja może skończyć się recesją - wynika z debaty PAP Biznes „Strategie rynkowe TFI”. Według jej uczestników wojna handlowa może postawić pod znakiem zapytania ostatnie 30 lat wzrostu i zmienić układ sił w geopolityce.
To dwudziesta druga debata z cyklu "Strategie rynkowe TFI - perspektywy, wyzwania, zagrożenia". Wzięli w niej udział przedstawiciele TFI PZU, Skarbiec TFI, Pekao TFI, Eques Investment TFI oraz PKO TFI. Partnerem merytorycznym cyklu są Analizy Online.
KONFLIKTY HANDLOWE
W piątek, 28 czerwca, rozpoczyna się szczyt państw grupy G20 w Japonii, na którym ma dojść do spotkania prezydentów USA i Chin. Rynek nie zakłada jednak, że dojdzie na nim do znaczących ustaleń.
Dyrektor inwestycyjny w Skarbcu TFI, Grzegorz Zatryb ocenił, że konflikt handlowy USA-Chiny "to konflikt na miarę nowej zimnej wojny, ze wszystkimi konsekwencjami dla światowej gospodarki.
"To jest bitwa, natomiast wojna toczy się gdzie indziej. Dla USA to ostatni moment, w którym mogą coś zdziałać. Chiny za 15 lat stracą swoje słabe punkty. Nie wykluczam, że za parę lat działa zaczną strzelać, np. na Morzu Południowochińskim czy w okolicach Tajwanu. Na pewno przywódcy się nie dogadają na G20. Nic nie pomoże zmiana w Białym Domu, bowiem jest zgodność w Kongresie co do Chin. Natomiast dla Chin to kwestia wyjścia z wieku upokorzeń, gdy w XIX w. był kolonialną zabawką" – powiedział Grzegorz Zatryb.
Według zarządzającego funduszem TFI PZU Sławomira Kościaka, "konflikt USA-Chiny to problem największego kalibru".
"Rozwiązanie tego sporu to być albo nie być dla gospodarki światowej i wybór między wchodzeniem w recesję a stabilizacją wzrostu. Ten konflikt historycznie pokazuje postępującą eskalację – zwiększanie taryf ze strony USA i odpowiedzi Chin. Mimo prób osiągnięcia porozumienia, mamy do czynienia z postępującym konfliktem. Mamy szczyt G20 – oczekiwania są takie, że nic wielkiego się nie wydarzy. W pierwszym scenariuszu zakładamy, że prezydenci nie dogadają się i będzie eskalacja konfliktu. Druga możliwość przewiduje, że będzie uściśnięcie dłoni i będą konkretne ustępstwa – Chiny będą chronić patenty i nie będą zmuszać firm do transferu technologii, nie będą manipulować kursem juana, a USA zniosą cła" - powiedział Kościak.
"Moim zdaniem, będziemy mieli do czynienia z pełzającą eskalacją konfliktu – przywódcy się spotkają, ale nie będzie kompromisu. Będą koncyliacyjne wypowiedzi, ale bez konkretów. To leży w interesie Chin, a także USA. Chiny mogą mieć nadzieję, że przy wyborach w USA będzie bardziej ugodowy prezydent, z kolei Trump nie może sobie pozwolić, by iść na zbyt dalekie ustępstwa, by Demokraci go nie atakowali. Raczej nie powinniśmy oczekiwać wielkich wydarzeń na G20. Myślę, że kwoty ceł będą się zwiększać. Wojna handlowa USA-Chiny to główne ryzyko na świecie" - dodał zarządzający funduszem TFI PZU.
Zastępca dyrektora departamentu zarządzania aktywami PKO TFI, Sławomir Sklinda zwrócił uwagę, że "na naszych oczach buduje się nowy ład światowy".
"Poczucie komfortu geopolitycznego z ostatnich 30 lat to już historia. Mamy do czynienia z zatrzymaniem się procesów globalizacyjnych. Szczyt światowego handlu był na początku przyszłego roku i teraz spada. Ciągle mówi się o gotowości Chin do rozpoczęcia stymulacji, ale jak na razie w ogóle tego nie widzimy. To jest największa zagadka, bowiem podejmowane obecnie małe kroki w ogóle nie przekładają się na dane makro Chin. Spółki chińskie pogłębiają spadki EPS-ów rok do roku i prognozy nadal się pogarszają, bowiem w tym roku jest to spadek 8 proc. rdr" – powiedział.
"WTO podsumowało ostatnio, że pełna eskalacja wojen handlowych mogłaby powodować spadek globalnego handlu o 18 proc. Spór handlowy USA-Chiny to jedno z pól, na którym rozgrywany jest konflikt strategiczny o dominację. Jeśli spojrzeć na rynek finansowy, to biorąc pod uwagę wielkość chińskiej gospodarki, udział chińskich akcji i obligacji na rynku globalnym jest mikroskopijny i z tym Chińczycy mają problem. Pekin ma też problem ze swoją pozycją w geopolityce, to starcie hegemona z pretendentem" - dodał.
Członek zarządu i zarządzający funduszami Eques Investment TFI, Andrzej Domański wskazywał, że "wojna handlowa zakwestionowała ostatnie 30 lat światowego wzrostu".
"Amerykańskie spółki cierpią i coraz głośniej przeciwko polityce administracji Trumpa protestują. Okres ostatnich 30 lat to czas szybko spadających ceł w światowej gospodarce, co było skorelowane z wysoką kontrybucją wymiany handlowej do dynamicznego wzrostu światowego PKB" - powiedział Domański.
"Trudno oczekiwać przełomu – deal nie jest gotowy. Rynki już raz zaufały Trumpowi i zostały skarcone przez woltę prezydenta. Pamiętajmy o bankach centralnych – o redukcji stóp zaczęto mówić na początku maja. Pomimo zwalniającej gospodarki S&P 500 są na rekordowych poziomach" - dodał.
Zastępca dyrektora zespołu zarządzania instrumentami dłużnymi w Pekao TFI Radosław Cholewiński ocenił, że "rozlewanie się wojen handlowych to byłaby zmiana jakościowa, której wszyscy się obawiają".
"Jeśli konflikt handlowy rozleje się na strefę euro, to trzeba zrewidować prognozy dla całej UE. (...) Jeśli spojrzymy na dane w USA, to głównym przegranym konfliktów są firmy z USA, które obecnie wstrzymują inwestycje. Toczenie wojen nie przynosi zamierzonych skutków. To nie czyni +Ameryki wielką+" - powiedział Cholewiński.
TURCJA
Radosław Cholewiński stwierdził, że "jeśli wynik powtórzonych wyborów w Stambule zostanie uznany, to dla rynków to będzie pozytywna informacja".
"W kontekście liry w ciągu ostatnich kilku miesięcy ważna była kwestia powtórzonych wyborów w Stambule. To zamieszanie powodowało też istotną przecenę tureckich obligacji. Sytuacja jest dość rozwojowa i trudno jest sformułować punktową prognozę. Widać, że status quo, które dotychczas było w Turcji, jest kwestionowane. Scenariusz, który inwestorzy mieli w głowie, że na scenie liczy się tylko Erdogan, wcale nie jest aż tak pewny. W prestiżowym Stambule AKP odniosła porażkę" - ocenił.
Sławomir Sklinda ocenił, że turecka gospodarka będzie potrzebowała w średnim okresie pomocy ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
"Partia rządząca AKP straciła drugie miasto po Ankarze. Percepcja inwestorów jest taka, że Turcja będzie się musiała w pewnym momencie skontaktować z MFW, by naprostować kilka rzeczy w gospodarce. Rynek odbiera to tak, że z funduszem będzie łatwiej rozmawiać komuś innemu niż Erdoganowi, który podkreślał, że nie będzie rozmawiał z MFW" - powiedział Sklinda.
"Inna partia mogłaby być bardziej skłonna do zmian. W zeszłym roku mieliśmy skokową zmianę stóp proc. które miały powstrzymać konsumpcję i zbilansować kwestie walutowe, lecz dzisiaj Turcja cały czas jest nie zbilansowana. Pojawiają się informacje o sięganiu do rezerw walutowych, to totalnie niestandardowe działania banku centralnego" - dodał.
Andrzej Domański powiedział, że "co najmniej dwóch lat Turcja zeszła z radarów większości inwestorów, także w Polsce".
"Śledzimy ten rynek, ale już nie tak dokładnie jak kiedyś. Wybory mogą być początkiem dryfu w jakim znalazła się Turcja w ostatnich latach – rosnące napięcia z krajami UE i odchodzenie od NATO. Gdyby wczorajsze wybory oznaczały zmiany tych kierunków, to byłoby bardzo dobrze dla rynków" - wskazywał Domański.
WŁOCHY
W ocenie Cholewińskiego, problemu gospodarki Włoch nie da się rozwiązać tylko w oparciu o narzedzia polityki monetarnej.
"Mówi się, by Włosi zrobili strukturalne reformy jak Niemcy jak za kanclerza G. Schroedera, ale wydaje się, że w obecnej sytuacji to nie jest możliwe, nie ma zgody społecznej na nie. Ostatnio pojawiła się propozycja emisji instrumentów dłużnych kierowanych do pracowników sektora budżetowego, w którym by im płacono, czyli de facto stworzenie alternatywnego obiegu walutowego. Można traktować to jako przygotowanie do opuszczenia strefy euro, ale może to być zbyt daleko posunięta diagnoza" - powiedział.
"Włoskie społeczeństwo musi chcieć zmian i trzeba je zrobić w wspólnej walucie. EBC reform nie wymusi i nie zastąpi. Parę lat temu mówiło się o problemach Europy Południowej – inne kraje sobie poradziły, a Włochy przechodzą kryzys cały czas. Jeśli spojrzymy na realne PKB skorygowane o parytet siły nabywczej, to kraj w ciągu ostatnich 10 lat się cofa. Recepty, które są przedstawiane oddalają nas od konstruktywnych rozwiązań" - dodał Cholewiński.
Grzegorz Zatryb powiedział, że "włoska gospodarka może się zapaść pod własnym ciężarem".
"Jeśli oczekiwać od Włochów konsolidacji fiskalnej, to Włosi od 20 lat mają nadwyżkę pierwotną w budżecie, a cały deficyt pochodzi od obsługi zadłużenia, które z kolei wynika z tego, że Włochy od 20 lat nie mają wzrostu gospodarczego. To jedyny kraj, w którym od początku istnienia strefy euro nie przeprowadzono stymulacji fiskalnej" - powiedział dyrektor inwestycyjny w Skarbiec TFI.
"Recepta populistycznego rządu, w postaci poruszenia strefy dochodowej, a nie cięć, ma sens, ale wymaga stworzenia fundamentów. Włochy są w głębokiej pułapce, z której nie ma łatwego wyjścia. Kłopoty Włoch to ogromny ładunek wybuchowy podłożony pod strefą euro" - dodał Zatryb.
Sławomir Sklinda zwrócił uwagę, że konflikt USA z Iranem "może mieć kluczowe znaczenie dla rynku ropy naftowej".
"Gdyby doszło do konfliktu zbrojnego i cieśnina Ormuz została zablokowana, to będziemy mieli do czynienia z największym szokiem naftowym w historii. Najpoważniejszy do tej pory szok w czasie rewolucji irańskie dotyczył wstrzymania transportu ropy w skali 10-12 proc. Teraz przez cieśninę Ormuz przepływa nawet 18 proc. światowej produkcji. Alternatywne drogi nie były testowane od 10 lat. Transport tą drogą, który zapewnia te 18 proc. konsumpcji ropy ma ogromny wpływ na światową gospodarkę. Nawet nie da się szacować, co by się działo, gdyby ta ropa zniknęła. Cena ropy jest wrażliwa na równowagę podażowo popytową" - powiedział zastępca dyrektora departamentu zarządzania aktywami PKO TFI.
BREXIT
Grzegorz Zatryb powiedział, że ws. brexitu "nikt nie ma pojęcia, jak sytuacja się rozwinie".
"Mogę tylko przytoczyć brytyjskiego stratega, który powiedział, że analitycy patrzą na zakłady bukmacherskie przy pisaniu raportów ws. prognoz brexitowych. Rynki nie dyskontują niczego w tej sprawie, wszystko się dopiero rozegra. Pytanie czy rozegra samo, czy nałoży się to w czasie na potencjalną wojnę z Iranem, od tego zależy siła rażenia brexitu na aktywa. Dzisiaj nic nie wiadomo, moim zdaniem" - ocenił. (PAP Biznes)