Nie ma żadnych wątpliwości, że Meksyk, ojczyzna lucha libre, kolorowych czaszek i chili, to twardy orzech do zgryzienia. Jednak po wielu latach pozostawania w cieniu Stanów Zjednoczonych dopiero w ostatnich tygodniach kraj ten zaprezentował się jako dumny sygnatariusz Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu i zdeterminowany partner handlowy.
Wszystko zaczęło się w marcu tego roku, kiedy Waszyngton zapowiedział nałożenie ceł na stal i aluminium; do końca maja Kanada i Meksyk były tymczasowo nieobjęte tą decyzją ze względu na renegocjacje porozumienia NAFTA. Gdy renegocjacje zakończyły się fiaskiem, amerykańska administracja zadecydowała o nieprzedłużaniu wyłączenia obu krajów, rozpoczynając odwetową wojnę handlową, która nie wiadomo, do czego doprowadzi.
Fakt, iż Meksyk w odpowiedzi opodatkował import stali ze Stanów Zjednoczonych i nałożył dodatkowe cła na szeroką gamę produktów, od ziemniaków po burbona, zaskoczył całą społeczność międzynarodową. W istocie, w powszechnej opinii, jeżeli jakiś kraj miałby się nagiąć do woli Waszyngtonu, byłby to Meksyk, ponieważ jest silnie zależny od Stanów Zjednoczonych - aż 80% eksportu ogółem trafia do jego północnego sąsiada.
Jednak sprawy nie zawsze przyjmują przewidywany obrót. Administracja Trumpa nie wzięła pod uwagę, że jej działania de facto jeszcze bardziej odizolują Stany Zjednoczone od globalnej gospodarki, równocześnie motywując kraje na całym świecie do połączenia sił i pokonania przeszkód będących efektem amerykańskiego protekcjonizmu.
To właśnie stało się w Meksyku. Mimo iż od wielu lat los tego kraju był ściśle związany ze Stanami Zjednoczonymi, obecnie Meksyk zmuszony jest szukać nowych partnerów na arenie międzynarodowej i chętnie zacieśni relacje z krajami, które również padły ofiarą protekcjonistycznej polityki Waszyngtonu. W ostatecznym rozrachunku oznacza to kartę przetargową dla gospodarki, która wydawała się skazana na bezkrytyczne podążanie za Stanami Zjednoczonymi.
Trzy główne relacje, które Meksyk chce umocnić, to stosunki z Unią Europejską i Kanadą, dzięki czemu wywarłby większą presję na Stany Zjednoczone, a także z Partnerstwem Transpacyficznym, aby zwiększyć import od innych dostawców. Mimo iż 1 lipca tego roku odbędą się wybory, kandydaci wydają się być zgodni co do potencjalnego podejścia Meksykańskiego Departamentu Handlu w odniesieniu do wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi. Oznacza to, że nawet jeżeli Waszyngton wyciągnie asa z rękawa i nałoży cła na samochody, najbardziej prawdopodobną reakcję Meksyku będzie odwet, nie zaś akceptacja, co ostatecznie zakończy porozumienie NAFTA.
Według sondaży przedwyborczych, AMLO, jak jest powszechnie nazywany Andres Manuel Lopez Obrador, jest głównym kandydatem na fotel prezydenta. Jest uważany za populistę i może okazać się tym kandydatem, który najzacieklej będzie walczył z administracją Trumpa. Chce, by Meksyk uniezależnił się od importu żywności i energii. W szczególności, w odniesieniu do energii, planuje budowę rafinerii, które przetwarzałyby ropę naftową do użytku krajowego, aby odciąć międzynarodowe koncerny od produkcji ropy, co zagroziłoby nadwyżce handlowej w obszarze energii, którą Stany Zjednoczone mają obecnie względem Meksyku.
Meksykańskie obligacje w kontekście wyborów i wojny handlowej
Na początek należy podkreślić, że meksykańska krzywa dochodowości jest wyjątkowo płaska. Podczas gdy meksykańskie dziesięcioletnie obligacje skarbowe denominowane w MXN mają rentowność na poziomie 7,92%, rentowności obligacji dwuletnich wynoszą około 7,82%, co de facto oznacza spread +10 punktów bazowych, o 25 punktów bazowych mniej niż różnica rentowności dziesięcioletnich i dwuletnich obligacji amerykańskich.
Zasadnicza różnica pomiędzy amerykańską i meksykańską płaską krzywą dochodowości polega na tym, że podczas gdy krzywa amerykańska staje się bardziej płaska, ponieważ krótkoterminowe stopy procentowe rosną szybciej, niż stopy długoterminowe (spłaszczenie bessowe, ang. bear-flattener), meksykańska krzywa jest płaska, ponieważ przewiduje się, że w przyszłości poziom inflacji spadnie (spłaszczenie hossowe, ang. bull-flattener).
Od 2015 r. inflacja rosła w szybkim tempie i pod koniec ubiegłego roku osiągnęła rekordową wartość niemal 7%, co stanowiło najwyższy poziom od 2001 r. Od tego czasu inflacja spada i obecnie wynosi około 4,5%. Wyraźnie widać zatem, że krzywa dochodowości spłaszczyła się ze względu na oczekiwania inflacyjne, nie zaś w wyniku obaw o dewaluację w perspektywie krótkoterminowej.
Wielokrotnie podkreślaliśmy, że odwrócona amerykańska krzywa dochodowości jest oznaką zbliżającej się recesji; nie dotyczy to jednak Meksyku, ponieważ proces spłaszczania się krzywej spowodowany jest spadającą inflacją. Co istotne, wypłaty z tytułu obligacji skarbowych na rok 2018 są sfinansowane i w miarę spadku inflacji można się spodziewać, że sektor usługowy przyspieszy, dzięki czemu gospodarka w dalszym ciągu będzie rosnąć.
Mimo iż meksykańskie peso od końca marca straciło na wartości około 12% względem dolara, rentowności meksykańskich obligacji skarbowych wzrosły o +60 punktów bazowych, ponieważ fundamenty nie uległy zmianie. Wydaje się, że jest to wynikiem napływu informacji na temat potencjalnej wojny handlowej, jak również nadchodzących wyborów.
W perspektywie krótkoterminowej, największym zagrożeniem dla meksykańskich bonos są zbliżające się wybory i doniesienia dotyczące otwartej wojny handlowej.
Im bliżej będzie do dnia wyborów i im bardziej prawdopodobne będzie zwycięstwo AMLO, tym wyższa będzie zmienność, która przyczyni się do wzrostu rentowności obligacji skarbowych i da inwestorom pretekst do kupowania meksykańskich bonos – w szczególności biorąc pod uwagę, że ich wyceny są korzystne w porównaniu z obligacjami innych krajów. Stan meksykańskiej gospodarki w znacznym stopniu zależeć będzie jednak od wyniku wojny handlowej i partnerstwa NAFTA, dlatego przed ewentualną inwestycją w meksykańskie obligacje należy zaczekać na dalszy rozwój wydarzeń.