Gołębie komentarze członków FOMC pomogły osłabić dolara z wiele znaczącym wzrostem EUR/USD powyżej 1,15. Słabość USD może utrzymać się jakiś czas i nie przeszkadza kontynuacji rajdu aktywów ryzykownych. Wyjątek stanowi złoty, ale nie przez gołębi wydźwięk konferencji RPP.
Środa przyniosła serię komentarzy członków FOMC oraz protokół z grudniowego posiedzenia Komitetu, które razem wzmocniły niechęć inwestorów do dolara. Prawdę powiedziawszy nie dowiedzieliśmy się niczego nowego, a jedynie przypomniane zostało, że dla dobra nastrojów na rynkach finansowych Fed na jakiś czas wyciszy rozważania nad kontynuacją cyklu podwyżek stóp procentowych i innych formach zacieśniania monetarnego. Cel Fed został zakamuflowany cierpliwym oczekiwaniem na napływające dane, śledzeniem zmienności rynkowej, a nawet teoretycznym dopuszczeniem scenariusza obniżki stóp procentowych. Co faktycznie Fed zrobi w ciągu tego roku (naszym zdaniem dokona dwóch podwyżek) nie ma obecnie większego znaczenia. Liczy się to, że inwestorzy otrzymali impuls kierunkowy, który pozwolił im się wyrwać z oparów niepewności i zwątpienia, które ogarnęły rynki w końcówce ubiegłego roku. A powtarzanie zmienionego stanowiska przez przedstawicieli Fed będzie systematycznym uderzaniem w USD. Dodatkowo przy poprawie rynkowego sentymentu oraz pozytywnych doniesieniach z negocjacji handlowych USA-Chiny maleje znaczenie USD jako bezpiecznej przystani. Przełamanie przez EUR/USD 1,15 jest ważnym impulsem, który będzie generował największą podaż dolara (z uwagi na płynność tej pary) i wylewał się na inne crossy z USD. Waluty surowcowe powinny korzystać najmocniej, czy to przez rajd ropy naftowej (CAD, NOK), czy złagodzenie obaw wokół Chin (AUD, NZD).
Stworzył się idealny układ czynników dla umocnienia walut rynków wschodzących, ale polski złoty zdaje się na tym nie korzystać. I słusznie. Odbicie aktywów ryzykownych berze się z poszukiwania okazji wśród aktywów po przecenie, której złoty w ostatnim czasie nie doświadczył. Sprawa wyglądałaby inaczej, gdyby np. w grudniu EUR/PLN skoczył do 4,40 na fali pogorszenia ogólnorynkowego sentymentu i teraz miałby wracać do punktu równowagi. Poza tym Polska i złoty nie są ciekawym tematem dla kapitału zagranicznego – wzrost jest przyzwoity, choć nie przyspiesza; polityka fiskalna i monetarna są stabilne bez oznak nagłych zwrotów. W efekcie złoty nie oferuje potencjału do mocniejszego ruchu i stąd nie przyciąga gorącego kapitału. Wczorajsza konferencja prasowa po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej miała swoje gołębie akcenty, ale przestrzegałbym przed ich nadinterpretacją. W opinii członków Rady w ciągu roku inflacja utrzyma się w granicach celu inflacyjnego, a prezes Glapiński odważył się na stwierdzenie, że stopy procentowe nie ulegną zmianie do końca kadencji Rady, czyli do 2022 r. Jednak rynek finansowy od dłuższego czasu nie słucha komentarzy z Rady, a rynek stopy procentowej jest bardziej wrażliwy na zachowanie rynków bazowych: USA i Niemiec. Innymi słowy, na podstawie tego, jak kiedy i w jakiej formie powrócą do zacieśniania Fed i EBC, inwestorzy będą budować oczekiwania do zmiany nastawienia RPP. Dominuje przeświadczenie, że Rada nie pozwoli sobie na zbyt duży rozjazd z polityką EBC (ale i Fed) i jeśli warunki ekonomiczne będą sprzyjać zacieśnianiu tam, taki sam zwrot nastawienia pojawi się w Polsce. Komentarze prezesa Glapińskiego są dla rynku drugorzędne, a jeśli tak, to i złoty nie powinien cierpieć przez gołębiość RPP. Ale silnych powodów do umocnienia na razie także nie ma. W segmencie emerging markets oferowane są teraz atrakcyjniejsze aktywa.
W czwartek uwaga inwestorów skupi się a wypowiedziach przedstawicieli Fed, które dostarczają informacji o zmianie nastawienia banku. Dzień przynosi wystąpienia prezesa Powella, wiceprezesa Claridy, a także Barkina, Bullarda, Evansa i Kashkariego. Ze strefy euro otrzymamy minutki z grudniowego posiedzenia EBC. Dane z USA (wnioski o zasiłek) i Kanady (pozwolenia na budowę) będą na dalszym planie.