Dzisiejsza sesja na rynku eurodolara upłynęła pod znakiem dalszego budowania lokalnego trendu bocznego. Trzeba się w tym momencie zastanowić, czy budująca się od początku poprzedniego miesiąca sekwencja wzrostowa została już wypełniona, czy też nie. Moim zdaniem obecnie oglądamy jedynie krótkoterminową korektę, a w najbliższej przyszłości można oczekiwać powrotu do gry strony popytowej. Taki wariant pozostanie obowiązującym, dopóki zostaną utrzymane wsparcia rozciągające się pomiędzy 1,1255 a 1,1325 (patrz wykres powyżej). Sygnał do realizacji preferowanego scenariusza otrzymamy w momencie przebicia przez kurs lokalnych, a zarazem tegorocznych maksimów, tj. 1,1435. Wówczas droga przynajmniej w okolice 1,15 zostałaby otwarta (ekstrema z połowy października poprzedniego roku), a w przypadku większego umocnienia wspólnej waluty względem amerykańskiego dolara potencjalnych zasięgów szukałbym na 1,17 (dalsza ekspansja DiNapoliego wspomnianej na wstępie sekwencji wzrostowej, patrz wykres powyżej).
Bardzo dynamicznej przecenie podczas ostatnich kilkudziesięciu godzin handlu względem amerykańskiego dolara uległ jego nowozelandzki odpowiednik. Kurs po dotarciu do poziomu równości fal w ramach sekwencji wzrostowej zainicjowanej w drugiej połowie stycznia zawrócił na południe. W rezultacie kurs tej pary powrócił do średnioterminowego trendu bocznego, a wcześniejszą zwyżkę można traktować w kategorii fałszywego wybicia. To sprawia, ze strona popytowa może osiągnąć przewagę w szerszym horyzoncie, chociaż pierwsze istotne wsparcia znajdują się w rejonie 0,6730, co może w krótkim terminie aktywować stronę popytową. W szerszym horyzoncie oczekuję głębszej przeceny w okolice 0,6585 – 0,6630, gdzie dolne ograniczenie omawianej konsolidacji zbiega się z 61% zniesieniem wspomnianej wcześniej sekwencji wzrostowej. Taki wariant pozostaje na obecnym etapie wariantem preferowanym.