Weekend przyniósł kilka raportów podnoszących ryzyko wystąpienia drugiej fali zachorowań na COVID-19 z główną uwagą na wzrost przypadków w USA i Chinach. Z rynków wyparowuje wcześniejszy entuzjazm, a wychodzi lekkomyślność rajdu ryzykownych aktywów. Teraz musi dojść do rewaluacji ryzyk, ale powrót do pułapu startowego ostatniej fali wzrostowej jest mało prawdopodobny.
Strach przed wystąpieniem drugiej fali zachorowań i związanych z tym konsekwencjami ekonomicznymi jest duży, ale nie na tyle, aby zaprzepaścić wszystko, co stało za trwającym od połowy maja rajdem ryzykownych aktywów. Nowe ogniska zachorowań nie zaczęły nagle się pojawiać od tego weekendu. Wystarczy nadmienić sytuację na Śląsku. Co innego, że wzrost zachorowań w USA czy Chinach skupia większą uwagę mediów, szczególnie zamknięcie targu warzyw i owoców w Pekinie przywołuje porównania do Wuhan. Największe obawy dotyczą powrotu lockdownu i nieodwracalnych szkód gospodarczych. Ale Pekin zamierza opanować sytuację w zarodku (lockdown dzielnic powiązanych z targiem), a w USA, jeśli wierzyć słowom sekretarza skarbu Mnuchina, do kolejnego ogólnokrajowego lockdownu nie dojdzie. Dlaczego zatem reakcja rynków jest tak ostra? Rynki zapędziły się za bardzo i w zbyt szybkim tempie, kompletnie nie zważając na czynniki ryzyka. Przy zakupach w stylu „jakby jutra miało nie być” nie potrzeba dużo, by wywołać spiralę wyprzedaży. A najbardziej chwytliwe tematy, jak druga wala zachorowań, przemawiają do najszerszej grupy inwestorów, skutkując masowym zamykaniem długich pozycji.
Jeśli teraz inwestorzy zaczną uważniej przyglądać się ryzykom, perspektywy odbicia globalnej gospodarki przestaną być tak optymistyczne, ale wciąż będzie lepiej. Do kolejnego całkowitego paraliżu gospodarek nie dojdzie (rządu się na to nie odważą, obawiając się kosztów ekonomicznych), służby medyczne są lepiej przygotowane, a rynki mają już uruchomione wsparcie ze strony banków centralnych. Co może się zmienić, to świadomość co do dwustronnego charakteru zmian cen aktywów, skutkując wyższą zmiennością przy większej wrażliwości na pozytywne i negatywne informacje. W krótkim terminie szukanie dna dla korekty może być bolesnym etapem dla wszystkich tych, którzy na hossę załapali się najpóźniej.
Kontrakt futures na S&P 500 traci dziś w podobnym stylu, co indeksy w Europie, w rezultacie jest mało realne, aby dziś nastroje miałyby się cudownie poprawić. Dla FX oznacza to nie tyle ucieczkę w USD, co redukowanie krótkich pozycji w dolarze, które narosły podczas rajdu ryzykownych aktywów. Nie sądzę, aby rynek teraz przywiązywał uwagę do tego, co jest bezpieczną przystanią, a co nie - prędzej inwestorzy chcą ratować zyski, gdzie jeszcze mogą. Najsilniejsze przeceny AUD i NOK dotyczą walut, które wcześniej zyskały najwięcej.
Złoty dziś rano nie odczuwa nasilenia presji wyprzedaży i wygląda na to, że główne uderzenie przewinęło się przez rynek PLN w świąteczny czwartek. Na EUR/PLN 4,48 okazało się wstępnym celem dla taktycznej sprzedaży złotego, ale przy powiewie pesymizmu z rynków zewnętrznych pozostaje ryzyko podciągnięcia kursu bliżej psychologicznego poziomu 4,50. Pod tym „sufitem” spodziewałbym się ustanowienia nowego przedziału wahań dla EUR/PLN z dolną bandą w okolicach 4,43.