Najpilniej obserwowany ostatnio barometr nastrojów, czyli rentowności hiszpańskich obligacji, sugeruje, że sytuacja raczej oddala się od równowagi i zbliża do stanu, w którym Madryt nie będzie w stanie finansować się na rynku. W przypadku tego kraju uruchomienie pomocy oznaczałoby zaangażowanie olbrzymich kwot, co w skali całego Eurolandu będzie poważnym problemem. Dodatkowo zwiększyłoby to również napięcie wokół Włoch. Pomoc tym dwóm krajom równocześnie wydaje się zdecydowanie ponad możliwości obecnych programów ratunkowych.
Hiszpania – pomoc dla banków to nie koniec problemów
Informacja o tym, że ministrowie finansów Eurogrupy formalnie zatwierdzili do 100 mld euro pomocy dla hiszpańskich banków, zbiegła się w czasie doniesieniami na temat problemów finansowych regionu Walencja, która ma się ubiegać aż o 18 mld euro pomocy z budżetu centralnego. Co gorsza, informacja na temat niewypłacalności Walencji uruchomiła falę spekulacji na temat kolejnych regionów. Możemy się spodziewać, że wyliczanie i typowanie kolejnych regionów będzie w najbliższym czasie absorbować uwagę rynku.
Jak można się domyślić, strach o sytuację finansową hiszpańskich regionów wziął górę nad pozytywnym wydźwiękiem informacji o zatwierdzeniu pomocy dla banków. W ciągu minionego tygodnia rentowności dziesięciolatek wzrosły z 6,8% do 7,3%, a dziś rano odnotowały szczyt na poziomie 7,5 proc. Mocnej przecenie poddały się też akcje notowane na madryckim parkiecie – w piątek indeks IBEX stracił blisko 6 proc. Po raz kolejny więc obserwujemy (i będziemy w najbliższym czasie dalej obserwować) działanie mechanizmu sprzężenia zwrotnego – im wyższe rentowności na rynku, tym większe problemy z finansowanie długu i trudniejsza sytuacja kraju, a w konsekwencji jeszcze wyższe rentowności.
Wydaje się, że obserwowane na hiszpańskim rynku długu napięcia (i rentowności) są na tyle duże, że problem nie rozejdzie się po kościach. Jeżeli nie zobaczymy w najbliższym czasie jakiejkolwiek interwencji na rynku długu (ze strony EBC lub któregoś z funduszy ratunkowych), która zatrzymałaby wyprzedaż hiszpańskich obligacji, to Madryt będzie musiał zaprzestać finansowania na rynku i zwrócić się o uruchomienie pożyczek z programów ratunkowych. To z kolei wiąże się z ryzykiem „wariantu greckiego”, czyli pogłębieniem problemów gospodarczych na skutek radykalnych oszczędności, co wyeliminowało Ateny z rynku długu na zdecydowanie dłużej, niż pierwotnie sądzono. Problem polega na tym, że finansowanie Hiszpanii to zdecydowanie większe przedsięwzięcie. W latach 2012-2014 potrzeby pożyczkowe Hiszpanii szacowane były na ok. 900 mld euro, czyli niespełna tyle, ile wynosiły maksymalne zdolności pożyczkowe ESM. Uruchomienie pomocy
Sytuacja wydaje się bardzo poważna. Z jednej strony mamy wysoki koszt obsługi długu, który sugeruje, że Hiszpania będzie potrzebować wsparcia, jak Portugalia czy Grecja. Z drugiej strony, wielkość zadłużenia Hiszpanii jest nieporównywalnie większa i uruchomienie pomocy z pakietów ratunkowych oznaczać będzie zaangażowanie olbrzymich kwot, co w skali całego Eurolandu będzie informacją negatywną.
Nastrojów nie poprawiają również informacje na temat Grecji. Według doniesień prasowych, MFW ma zamiar wycofać się z pomocy dla Grecji. Jak donoszą agencję, najnowszy raport „troiki” (MFW, EBC, KE) na temat postępów we wdrażaniu reform będzie dla Aten miażdżący. Zrealizowano jedynie 90 z 300 punktów, do których wypełnienia zobowiązał się rząd Grecji.
Sezon wyników w USA
Nieco lepsze nastroje mogą mieć inwestorzy za Oceanem, gdzie trwa obecnie sezon publikacji wyników finansowych za drugi kwartał 2012. Swoje wyniki opublikowała jak do tej pory co piąta spółka wchodząca w skład indeksu S&P 500, wśród nich blisko trzy na cztery odnotowały zysk wyższy od oczekiwań analityków. Historycznie oczekiwania analityków bije przeciętnie ok. 68 proc, spółek, więc obecny sezon pod tym względem rozpoczął się bardzo dobrze. Nieco gorzej wyglądają wyniki spółek rozpatrywane przez pryzmat przychodów. Zaledwie 45 proc. spółek odnotowało przychody na poziomie wyższym od rynkowych szacunków. Jest to najgorszy wynik od pierwszego kwartału 2009. Mieszana dynamika przychodów dla S&P500 wynosi obecnie 0,7 proc., co oznacza, że na podstawie opublikowanych wyników oraz prognoz pozostałych spółek oczekuje się, że przychody w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku nieznacznie wzrosną. Analogiczny wskaźnik dynamiki zysków wynosi 2,7%, a po wyłączeniu wyników Bank of America -2,1 proc. Takie wyniki, wprawdzie nie rewelacyjne, ale w kontekście sytuacji na Starym Kontynencie należy uznać za całkiem przyzwoity rezultat. Potwierdza to też nasze oczekiwania, że Stany Zjednoczone będą bardziej odporne na zawirowania na peryferiach strefy euro.
S&P 500 – korekta wzrostowa powstrzymana
Opisywana w poprzednim komentarzy korekta wzrostowa zatrzymała się w okolicach wewnętrznej linii kanału wzrostowego. Zgodnie z tym, co pisałem w ubiegłym tygodniu, wydaje się, że to strona podażowa ma obecnie większe szanse na zdominowanie rynku. Jako najbliższy prawdopodobny zasięg spadków, wskazałbym strefę 1345-1360. Przebicie w dół tych poziomów będzie miało z technicznego punktu widzenia negatywny wydźwięk i otworzy drogę do poziomów 1260, a nawet 1220 pkt (geneza na wykresie dziennym). Biorąc pod uwagę krótkoterminowe wyprzedanie rynku, możemy oczekiwać przynajmniej chwilowej korekty. Jej maksymalny zasięg upatrywałbym na poziomie 1380-1385 pkt.
Andrzej Nowak