Opublikowane dziś dane przez Eurostat pokazały, że poziom cen mierzony wskaźnikiem CPI w Strefie Euro spadł po raz pierwszy od października 2009 roku. Po bardzo niskich odczytach z Hiszpanii oraz z Niemiec, przejście wskaźnika inflacji dla całej Strefy Euro na stronę negatywną było praktycznie przesądzone. Konsensus rynkowy zakładając poziom -0,1% był jednak w błędzie, gdyż ostatecznie pierwszy szacunkowy odczyt inflacji konsumenckiej w Strefie Euro za grudzień pokazał wynik -0,2%.
Za takim odczytem przede wszystkim stoją spadki cen energii, co miało największy wpływ na wskaźnik. Podobna struktura wskaźnika utrzymuje się od dłuższego czasu. Pozbawiony cen energii wskaźnik inflacji bazowej za grudzień wzrósł natomiast do poziomu 0,8%. Różnica między wskaźnikiem w wersji podstawowej a wersji bazowej pokazuje jednoznacznie, jaki czynnik odpowiada za spadki CPI. Jednocześnie do czasu, gdy inflacja bazowa pozostaje powyżej poziomu 0,0% ciężko mówić o deflacji w kontekście negatywnym. Spadek cen energii ma pozytywny wpływ netto na całą gospodarkę jak i na dochód rozporządzalny konsumentów a więc i na konsumpcję.
Spadający poziom inflacji oraz jednocześnie oczekiwań inflacyjnych (wyrażonych jako 5y5y breakeven inflation rate) powoduje jednak presję na Europejski Bank Centralny, aby ten podjął dodatkowe kroki w celu przeciwdziałania deflacji. Rynek jednoznacznie oczekuje, iż EBC wprowadzi program sovereign QE, czyli skup obligacji rządowych krajów Strefy Euro. Występują tutaj jednak dwa problemy. Po pierwsze otoczenie prawne w Strefie Euro jest dużo bardziej skomplikowane niż ma to miejsce w USA. Ponadto niepewny los Grecji każe postawić pytanie, co będzie gdy EBC rozpocznie skup greckich obligacji finansując grecki rząd, który będzie dążyć do wyjścia ze Strefy Euro? Takich wątpliwości jest jeszcze więcej. Największą wątpliwością jednak pozostaje to, czy program QE w Strefie Euro zdziała cokolwiek pozytywnego. Jak skup obligacji rządowych ma wpłynąć na wzrost inflacji, która spowodowana jest spadkiem cen energii? Ciężko znaleźć tutaj połączenie. Sytuacja po 2008 roku w Stanach Zjednoczonych była zdecydowanie inna. Rezerwa Federalna chciała uniknąć scenariusza, gdy wszyscy uciekają w bezpieczne aktywa hamując wzrost i doprowadzając do większej recesji. Aby temu przeciwdziałać FED zdecydował się zmniejszać premię za ryzyko skupując obligacje rządowe, których rentowności przez to spadały. W związku z tym bardziej ryzykowne aktywa jak chociażby akcje stały się bardziej atrakcyjne, co w połączeniu z ich niskimi wycenami w tamtym okresie potęgowało efekt. W ten sposób FED wpłynął na zwiększenie wycen większości ryzykownych aktywów, co dopiero pośrednio miało wpływać/wpływa na realną gospodarkę. Dzięki dobremu momentowi wprowadzenia programu oraz realistycznym założeniom z perspektywy czasu można powiedzieć, że QE w USA osiągnęło część swoich celów pomimo dużego grona krytyków programu. Pomysł EBC, aby wprowadzać program QE w celu bezpośredniego oddziaływania na wzrost inflacji, który spowodowany jest spadkami cen energii, poprzez skup obligacji rządowych nie wydaje się mieć za sobą żadnego argumentu. Szczególnie w połączeniu z wycenami aktywów na rynku, gdzie okres, gdy było „tanio” zdecydowanie już minął. Niemniej jednak Europejski Bank Centralny działa przez ostatni rok pod dyktando rynków, a te skutecznie wymuszają na EBC kolejne działania. Będzie tak i tym razem?
Inwestorzy przekonani o takim scenariuszu wyprzedają obecnie euro, gdzie na parze EURUSD celem jest teraz poziom 1.1636. Posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego będzie miało miejsce 22 stycznia i to na nim zadecydują się dalsze losy notowań wspólnej waluty. W obliczu wielu wątpliwości, pomimo znacznego przekonania inwestorów wprowadzenie QE już w tym miesiącu nie jest w cale tak bardzo prawdopodobne. Brak takiej decyzji ze względu na pozycjonowanie się inwestorów powinno doprowadzić do znacznej korekty na EURUSD. Jeśli jednak EBC zdecyduje się zaprezentować europejską wersję programu QE to w średnim/długim terminie poziom 1.10 będzie przesądzony.
Szymon Nowak