Ponad 2 procent zyskało w minionym tygodniu Złoto po tym, jak Rezerwa Federalna odrzuciła pomysł podwyżki stóp procentowych. Uncja kosztuje obecnie około 1350 dolarów i śmiało zbliża się do najwyższych poziomów z drugiego tygodnia lipca.
Nie było zaskoczenia – Fed pozostawił stopy procentowe na obecnym poziomie. Z analizy rynku kontraktów terminowych wynikało, że szanse na podwyżkę oscylowały w granicach 3 procent. Członkowie Fed stwierdzili, że amerykańska gospodarka rośnie, jednak wciąż znakiem zapytania jest przyszłość krajów znajdujących się po drugiej stronie Oceanu, a przede wszystkim Wielkiej Brytanii. Aktualnie rynek spodziewa się pierwszej podwyżki dopiero w lutym przyszłego roku. Byłaby to rewelacyjna wiadomość dla posiadaczy złota, które mogłoby korzystać na presji w związku ze słabszym dolarem.
Dobre wiadomości dla złota płyną nie tylko z banku centralnego. Kilka dni po Donaldzie Trumpie, oficjalną nominację Demokratów w wyborach prezydenckich przyjęła Hillary Clinton. Czy po pierwszym czarnoskórym prezydencie, fotel tym razem obejmie pierwsza kobieta w historii USA? Byłby to wymarzony scenariusz dla Demokratów, ale dotychczasowe sondaże pokazują, że przed Clinton jeszcze długa droga. Póki co większość z nich wskazuje na niewielką przewagę jej oponenta. W ciągu trzech miesięcy może się jednak zdarzyć wszystko, a przewaga Trumpa jest niewielka. Oprócz tego kandydaci nie mieli okazji, żeby oficjalnie spotkać się twarzą w twarz. A to właśnie bezpośrednie debaty mają największy wpływ na wyborców, którzy do tej pory nie postawili na konkretnego kandydata.
O tym, że łaska wyborców jeździ na pstrym koniu, najlepiej wie sam Trump. Warto wspomnieć, że jeszcze rok, pół roku temu, był on raczej odbierany jako ciekawostka. Mimo że od wielu lat znany jest z krytykowania obozu Demokratów i wszyscy wiedzą, że zawsze marzył o fotelu prezydenta, to wyborcy dużo większe szanse dawali Marco Rubio lub Tedowi Cruzowi.
Posiadacze złota w tych wyborach nie mają swojej reprezentacji. Gdyby jednak miała decydować prawdopodobna zmiana kursu, to powinni się opowiedzieć za Donaldem Trumpem. Jeśli zacznie realizować swoje obietnice, cena kruszcu zacznie iść w górę. Tak twierdzą analitycy holenderskiego banku inwestycyjnego ABN Amro. W analizie czytamy, że jego działania doprowadzą do rewizji dotychczasowych umów międzynarodowych i izolacji gospodarczej USA, przynajmniej na początku jego urzędowania. To się jednak przełoży na wzrost deficytu handlowego, co zaś negatywnie wpłynie na dolara. A z tego miejsca będzie już prosta droga do umocnienia złota. ABN Amro przewiduje, że kurs mógłby pójść w górę nawet o 500 dolarów.
Ekonomiści banku niestety nie analizują co stanie się, jeśli kontrowersyjne pomysły Trumpa okażą się skuteczne, a USA „ponownie staną się wielkie”. Razem z gospodarką, wielki stanie się prawdopodobnie też dolar, a w takim scenariuszu trudno oczekiwać, żeby złoto przeżywało rozkwit.
Nie zmienia to faktu, że na ten moment problemem Trumpa jest duża niepewność. Każda zmiana w polityce wiąże się ze wzrostem nieufności. Zasada jest prostsza – im zmiana może być bardziej drastyczna oraz im większego kraju dotyczy, tym nieufność inwestorów rośnie. Trump i wybory w USA, czyli pierwszej gospodarki świata, to w tym wypadku mieszanka wybuchowa. Dlatego uczestnicy rynku złota mogą w najbliższych tygodniach duże, aczkolwiek raczej pozytywne wahania nastrojów.
W długim terminie to już spora niewiadoma. Na ten moment wiemy tylko tyle, że do tej pory Donald Trump lubi złoto. I nie chodzi tu tylko o kolor wnętrz jego rezydencji i okazałych recepcji, ale o traktowanie złota jako inwestycji. Z zeznania majątkowego Trumpa wynika, że w 2015 roku miał od 100 do 250 tysięcy dolarów ulokowanych w złocie. Co ważne, nie były to instrumenty finansowe lub ETFy, tylko złoto w fizycznej postaci. Z artykułów w prasie z kolei wynika, że Trump w 2015 roku zdecydował się przyjmować depozyt w złocie na zakup jego apartamentu. Osobiste preferencje Trumpa nie mogą być jednak podstawą do wniosku, że w jakikolwiek będzie wspierał notowania kruszcu. Wręcz przeciwnie, będzie robił wszystko, żeby wzmocnić znaczenie USA, a co za tym idzie, znaczenie dolara. Otwartym pozostaje tylko pytanie, czy jego pomysły się sprawdzą.