Banki centralne na całym świecie już od zeszłego roku konsekwentnie prowadzą politykę zacieśniania monetarnego, która polega przede wszystkim na kolejnych podwyżkach stóp procentowych. Wszystko po to, by walczyć z szalejącą inflacją, która - wbrew wcześniejszym oczekiwaniom - wcale nie była przejściowa i którą dodatkowo napędziła rosyjska agresja na Ukrainę. Jest jednak jeden kraj, który nie tylko uporczywie unika zacieśniania monetarnego, ale również po raz kolejny w tym roku obniża stopy procentowe. Jak nietrudno się domyślić, mowa o Turcji, której autorytarny przywódca uważa, że podwyżki stóp procentowych są „źródłem wszelkiego zła” i której gospodarka znajduje się w coraz gorszej sytuacji. Po październikowej obniżce stóp procentowych, która była nieznacznie wyższa od oczekiwań, turecka lira po raz kolejny w tym roku przebiła historyczny rekord swojej słabości w stosunku do dolara. To zaś - w środowisku ponad 80% inflacji - nie wróży tego, że ceny w Turcji zaczną w najbliższym czasie spadać. Dlaczego Erdogan staje w kontrze do reszty świata i czy jego polityka nie sprowadzi tureckiej gospodarki na skraj przepaści?
Z artykułu dowiesz się:
- dlaczego Turcja zdecydowała się na obniżkę stóp procentowych?
- dlaczego lira turecka wciąż osłabia się do dolara i pozostałych czołowych walut?
- Jak kształtowały się stopy procentowe tureckiego banku centralnego w przeszłości?
- Jak wygląda sytuacja makroekonomiczna Turcji w obecnym momencie?
Na inflację najlepsze są… obniżki stóp
Na czwartkowym posiedzeniu Banku Centralnego Turcji doszło do obniżki stóp procentowych o 150 punktów bazowych - jednotygodniowa stopa referencyjna została obniżona z dotychczasowych 12% do 10,5%. O ile obniżka stóp procentowych w Turcji sama w sobie nikogo już chyba nie dziwi, bo jest to trzecia tego typu decyzja w tym roku, o tyle zaskakująca może być jej skala, wyższa od oczekiwań (rynkowy konsensus zakładał cięcie o 100 pkt. bazowych). Turecki Bank Centralny jest jedynym na świecie, który w ostatnim roku konsekwentnie prowadził politykę luzowania monetarnego. W tym samym czasie, wszystkie banki centralne w mniej lub bardziej radykalny sposób próbowały wyhamować rosnącą inflację podwyżkami oprocentowania, które mają na celu ograniczenie popytu wewnętrznego.Stwierdzenie, że Turecki Bank Centralny prowadził jakąś politykę jest jednak mocno umowne. W praktyce bowiem decyzje, które zapadają na posiedzeniach banku centralnego są w pełni zgodne z poglądami prezydenta Turcji, można więc zaryzykować stwierdzenie, że to Erdogan obniża stopy procentowe, a nie bankierzy centralni. O tym, że niezależność Tureckiego Banku Centralnego jest w zasadzie zerowa świadczy m.in. to, że Erdogan w ostatnich latach kilkukrotnie pozbawiał stanowiska jego prezesów, gdy ci ośmielili się z nim w jakiejkolwiek kwestii nie zgodzić. W taki sposób, po trzech latach urzędowania, stanowisko prezesa stracił Murat Cetinkaya, który został odwołany w lipcu 2019 roku, po tym jak rok wcześniej podniósł stopę procentową z 17,5% do 24%, by walczyć z inflacją i umocnić lirę. Jego następcą był Murat Uysal, który - mimo obniżek stóp procentowych - utrzymał się na stanowisku jeszcze krócej, bo zaledwie 16 miesięcy (odwołano go 7 listopada 2020 roku). Powodem tamtejszej dymisji również była różnica zdań, której Erdogan nie toleruje. Kolejny prezes banku centralnego, Naci Agbal został odwołany przez prezydenta Turcji w marcu 2021 roku, sprawując urząd jeszcze krócej, bo mniej niż pół roku. Agbal w marcu zeszłego roku ośmielił się podnieść referencyjną stopę procentową aż o 200 pkt. bazowych, z 17% do 19%, co musiało doprowadzić do szału Erdogana. Prezydent Turcji nie popełnił tego samego błędu po raz trzeci i na kolejnego prezesa banku centralnego wybrał „swojego człowieka”, Sahapa Kavcioglu, związanego od lat z Partią Sprawiedliwości i Rozwoju, której założycielem jest sam Erdogan. Kavcioglu do momentu nominacji na prezesa Tureckiego Banku Centralnego nie był zbyt znany, jednak z jego wcześniejszych publikacji prasowych można jasno wywnioskować, jakie ma poglądy - dość otwarcie pisał o tym, że rosnące stopy procentowe przyczyniają się do wzrostu inflacji.
Trudno więc dziwić się temu, że ostatni nominat Erdogana wciąż stoi na czele tureckiego Banku Centralnego. Za jego kadencji stopy procentowe w Turcji w ciągu półtora roku spadły sześciokrotnie, z poziomu 19% do obecnych 10,5%. Co ciekawe, już na początku obniżek stóp procentowych we wrześniu zeszłego roku inflacja konsumencka w Turcji wynosiła ponad 19,5%, przy 5% celu inflacyjnym tureckiego Banku Centralnego. Lira turecka osiągała wówczas historyczne minima w stosunku do dolara, który był wyceniany na ponad 9 TRY. Już wtedy zagraniczni ekonomiści jednogłośnie wskazywali na to, że polityka monetarna Erdogana jest jak gaszenie pożaru benzyną. Minął niewiele ponad rok i w tym czasie turecka inflacja wzrosła czterokrotnie, zaś lira… straciła połowę wartości w stosunku do dolara.
Historyczne minima tureckiej waluty, po raz kolejny
Październikowa, trzecia w tym roku i w dodatku wyższa od oczekiwań obniżka stóp procentowych wywołała dość przewidywalną reakcję na rynku walutowym. Lira turecka po raz kolejny w ostatnim czasie pogłębiła swoje historyczne minima, a kurs USD/TRY osiągnął nowe szczyty na poziomie 18,60. O tym jak porażająca jest skala deprecjacji tureckiej waluty może świadczyć fakt, że dokładnie rok temu kurs USD/TRY wynosił 9,22, czyli był ponaddwukrotnie niższy, zaś pięć lat temu za jednego dolara płacono zaledwie 3,80 liry. Historyczna słabość tureckiej waluty oznacza rosnącą presję inflacyjną i to mimo tego, że oficjalnie publikowany wskaźnik CPI przekroczył we wrześniu 83% rok do roku (w sierpniu było to 80,2% r/r). Mimo tego, że Erdogan chce skupiać się na stymulowaniu eksportu poprzez obniżanie kosztu pieniądza, to tym samym dodatkowo deprecjonuje lirę turecką, szczególnie w stosunku do mocnego dolara. Sytuacji tureckiej waluty nie poprawiają również autorytarne zapędu Erdogana i centralne sterowanie gospodarką, która znajduje się w coraz gorszej sytuacji.Erdoganomika, czyli odwrotnie niż wszyscy
Warto zastanowić się dlaczego polityka monetarna prowadzona przez Turcję za panowania Erdoğana wzbudza tyle zainteresowania i kontrowersji. Z takiego najbardziej logicznego punktu widzenia (szczególnie z perspektywy zachodnich banków centralnych) sytuacja, w której inflacja konsumencka jest coraz wyższa powinna prowadzić do zacieśniania polityki monetarnej prowadzonej przez bank centralny, czyli do podwyżki stóp. Niskie stopy procentowe zachęcają bowiem do zadłużania się, co wynika z niskiego kosztu pieniądza, jednocześnie zniechęcając do utrzymywania oszczędności w obligacjach skarbowych, a tym bardziej na lokatach bankowych i rachunkach bankowych. Niskie stopy procentowe stymulują konsumpcję i - przynajmniej w teorii - zachęcają przedsiębiorców do inwestycji i zwiększania zatrudnienia oraz podnoszenia płac.Oprócz tego posiadacze oszczędności są w zasadzie zmuszeni do tego, aby wystawić swoje pieniądze na ryzyko, inwestując je na rynkach kapitałowych czy na rynku nieruchomości (najczęściej wykorzystując do tego dźwignię w postaci taniego kredytu hipotecznego). Niski koszt kredytu (w tym także hipotecznego), rosnąca konsumpcja i zatrudnienie to czynniki stymulujące inflację, zarówno konsumencką, jak i producencką. Można więc powiedzieć, że niskie stopy procentowe i wynikająca z nich luźna polityka monetarna są czynnikami rozgrzewającymi gospodarkę.
W przypadku gdy inflacja zaczyna zauważalnie rosnąć, znacząco przekraczając cel inflacyjny i prowadząc do powstania wysokich ujemnych realnych stóp procentowych (inflacji wyższej od oprocentowania), banki centralne na całym świecie decydują się na zacieśnienie polityki monetarnej, które polega przede wszystkim na podwyższeniu stóp procentowych. Jedynym wyjątkiem jest właśnie Turcja, która w reakcji na zauważalny trend wzrostowy globalnej inflacji konsekwentnie reaguje w dokładnie odwrotny sposób - cięciem oprocentowania banku centralnego.
Pogląd, wedle którego niskie stopy procentowe prowadzą do obniżenia dynamiki wzrostów cen produktów i usług konsumpcyjnych, a także do spadków cen produkcji, jest sztandarowym elementem polityki monetarnej prowadzonej przez prezydenta (a wcześniej premiera) Erdoğana. Prezydent, z wykształcenia ekonomista, w 2018 r. otwarcie przyznał, że będzie dążył do przejęcia pełnej kontroli nad bankiem centralnym. Wyrazem tego były wspomniane już kolejne dymisje prezesów banku, którzy odważyli się mu sprzeciwić.
Mianem erdoganomiki umownie określa się niekonwencjonalną politykę gospodarczą i monetarną sterowaną z fotela prezydenta. To polityka stawiająca na wzrost gospodarczy kosztem zadłużenia zagranicznego, rosnącego deficytu na rachunku obrotów bieżących czy tolerowania wysokiej inflacji, stymulowanej luźną polityką monetarną. Ucieleśnieniem erdoganomiki jest twierdzenie, że wysokie stopy procentowe stymulują inflację i obniżanie oprocentowania w walce z rosnącymi cenami, co jest zaprzeczeniem współczesnego stanu wiedzy na temat prowadzenia polityki pieniężnej.
To właśnie wprowadzone w czyn poglądy gospodarcze Erdoğana doprowadziły do 80% dewaluacji waluty narodowej w stosunku do dolara amerykańskiego w ciągu zaledwie… pięciu lat. Prezydent Turcji wciąż jednak konsekwentnie twierdzi, że odpowiedzią na rosnące ceny produktów, usług, jak i samej produkcji jest dalsze obniżanie oprocentowania i stymulowanie konsumpcji. Jak na razie jednak kontrariańskie podejście tureckiego przywódcy okazuje się nieskuteczne i przynosi więcej problemów niż pożytku gospodarce Turcji, która już niedługo może znaleźć się w stanie kryzysu walutowego i to w środowisku znacznego spowolnienia gospodarczego. To zaś nie wróży dobrze samemu Erdoganowi, który nie cieszy się już tak dużym poparciem społecznym. W przyszłym roku, w stulecie Republiki Tureckiej, odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne, które mogą okazać się spektakularną porażką Erdogana i jego partii AKP. Pierwszy raz od wielu lat jego poparcie, szczególnie wśród młodych wyborców, jest na tyle niskie, że może on stracić władzę, po dwóch dekadach rządów. Konsekwentna kontynuacja erdoganomiki i dalsza dewaluacja liry tureckiej może przesądzić o wynikach wyborów, dlatego też najbliższe miesiące nad Bosforem będą niezwykle ciekawe.