(PAP) W najbliższych miesiącach dynamika PKB Polski będzie hamowała, jednak w okolicach połowy 2020 r. ożywienie w gospodarce światowej powinno być wyraźniejsze i bardziej trwałe, co wpłynie też na sytuację w Polsce - ocenia główny ekonomista BNP Paribas (PA:BNPP) BP Michał Dybuła. Jego zdaniem, znajdujemy się obecnie na progu dużej, strukturalnej zmiany rozwoju gospodarczego.
"Jesteśmy w trakcie korekty cyklu koniunkturalnego i ta korekta pewnie jeszcze trochę potrwa. Sygnały płynące z naszego otoczenia zewnętrznego są coraz bardziej mieszane. Może to wskazywać, że punkt przegięcia – jeśli chodzi o spowolnienie wzrostu – się zbliża. Przed nami zapewne jeszcze kilka miesięcy hamowania, później jednak ożywienie w gospodarce światowej powinno stać się wyraźniejsze i bardziej trwałe, co wpłynie też na sytuację w Polsce" - powiedział PAP Biznes Dybuła.
"Na świecie działania mające na celu wsparcie wzrostu gospodarczego już się zaczęły - EBC wznawia program skupu aktywów, Fed obniża stopy, w wielu krajach mamy do czynienia z różnego rodzaju formami ekspansji fiskalnej. Zanim działania te realnie wpłyną na wzrost, potrzeba jedynie nieco czasu, ale prędzej, czy później zobaczymy ich efekty. Działanie te pozwalają jednak zarysować dość prawdopodobny scenariusz, że w okolicach połowy 2020 r. będziemy znacznie bardziej optymistycznie postrzegać perspektywy dla wzrostu PKB na świecie, w poszczególnych regionach i w Polsce. Przynajmniej na kolejne kilka lat" - dodał.
Zdaniem głównego ekonomisty BNP Paribas, w 2020 r. polska gospodarka będzie rosła w tempie zbliżonym do potencjalnego - dynamika PKB może wynieść w przyszłym roku ok. 3,0-3,5 proc.
"Nadchodzący rok będzie relatywnie słaby, jeśli chodzi o inwestycje, ale to nie oznacza, że będzie słaby, jeśli chodzi o dynamikę PKB. Wydaje się, że roczne tempo wzrostu gospodarczego w Polsce, które nie kreuje większych nierównowag to ok. 3,5 proc. My przez długi okres rośliśmy szybciej" - powiedział.
"W efekcie pojawiła się dodatnia luka popytowa, której emanacją jest chociażby przyspieszjąca inflacja bazowa. Żeby móc rozwijać się bez większych napięć w przyszłości, krótkoterminowo tempo wzrostu musi spaść poniżej potencjalnego. I to będzie się działo w najbliższych dwóch, trzech kwartałach, a całoroczne tempo wzrostu PKB w Polsce w 2020 powinno znaleźć się w okolicach 3,0-3,5 proc." - dodał.
W ocenie Dybuły, polska gospodarka przez dłuższy czas była odporna na spowolnienie wzrostu gospodarczego na świecie m.in. ze względu na efektywną politykę fiskalną i przyspieszoną absorbcję środków unijnych.
"Są dwa główne powody, dlaczego Polska i nasz region, opierały się spowolnieniu na świecie w pierwszej połowie tego roku. Po pierwsze dość istotnie poluzowana została polityka fiskalna. W ostatnich pokryzysowych cyklach można było wyraźnie zaobserwować, że w warunkach bardzo niskich, zerowych, czy wręcz ujemnych stóp procentowych, głównym czynnikiem powodującym, że mamy albo nie mamy ożywienia, jest polityka fiskalna. I ta polityka działa" - ocenił ekonomista.
"Można się oczywiście zastanawiać, czy z punktu widzenia długofalowego rozwoju ekspansja budżetowa jest sensowna czy nie, natomiast z punktu widzenia krótkoterminowych perspektyw, ma ona kapitalne znacznie. Drugim czynnikiem była przyspieszona absorbcja środków unijnych. Wraz z łagodną polityką fiskalną, środki te stanowiły swoistego rodzaju bufor chroniący nas przed globalnym osłabieniem. Ten czynnik w przypadku Polski będzie pozytywnie wpływał na tempo wzrostu, przynajmniej do połowy przyszłego roku" - dodał.
WIĘKSZĄ UWAGĘ POWINNIŚMY ZWRACAĆ NA JAKOŚĆ WZROSTU GOSPODARCZEGO
Dybuła ocenił, że znajdujemy się obecnie na progu dużej, strukturalnej zmiany rozwoju gospodarczego. Zdaniem ekonomisty w przyszłości będziemy mniej skupiać na tym, jak wysoka jest dynamika PKB, a bardziej zwracać uwagę na to, z czego ona się faktycznie składa.
"To, co przemawia za tym, że nie powinniśmy załamywać rąk, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy to czynniki, które będą stały u podłoża wzrostu gospodarczego w długoterminowej perspektywie i to, że sposób patrzenia na ten wzrost będzie się zmieniał. Zmiany klimatyczne, czy mówiąc dobitniej kryzys klimatyczny, jest faktem. Kryzys ten niesie również wymierne koszty z puntu widzenia przedsiębiorstw – chociażby ceny certyfikatów na emisję dwutlenku węgla, które rosną i zapewne będą nadal rosły. W rezultacie przedsiębiorstwa w coraz większym stopniu będą dokonywały takich inwestycji, które może niekoniecznie będą zwiększać ich potencjał produkcyjny w przyszłości, ale raczej poprawiać efektywność działania, redukując np. wykorzystanie nieodnawialnych zasobów Ziemi" - ocenia Dybuła.
"Takie nakłady kapitałowe też będą tworzyć wzrost gospodarczy, choć może on być mniej dynamiczny niż w latach poprzednich. Jakość tego wzrostu będzie jednak większa. Dlatego powinniśmy się mniej skupiać na tym, jak wysoka jest dynamika PKB, a bardziej zwracać uwagę, z czego się ona faktycznie składa. Czy są to czynniki, które powodują, że jakość naszego życia się poprawia. Jesteśmy na progu bardzo dużej strukturalnej zmiany rozwoju gospodarczego i to nie tylko wynikającej z kryzysu klimatycznego, ale też z braku ludzi do pracy, czy szerzej, zmian demograficznych" - dodał.
Zdaniem głównego ekonomisty BNP Paribas, w toczącej się obecnie debacie ekonomicznej na temat roli państwa w kształtowaniu gospodarki, niepokojące może być nadmierne przechylenie się opinii ekspertów i decydentów w stronę kluczowego znaczenia interwencjonizmu państwa jako leku na wszelkie problemy społeczno-gospodarcze.
"Jest jedna rzecz, która nieco mnie martwi w debacie na temat nierówności społecznych, roli państwa w podziale dochodu oraz jako kreatora życia gospodarczego. Część uczestników tej debaty zakłada, że państwo powinno być tym aktorem, który rozwiąże wszelkie problemy społeczno-gospodarcze swoimi działaniami. Nie bardzo wierzę, że (jakiekolwiek) państwo przy pomocy swoich interwencji - oprócz działań regulacyjnych i cenotwórczych - jest w stanie zmusić nas wszystkich do zmiany nawyków konsumpcyjnych. Rozwiązanie kwestii energetycznej będzie, moim zdaniem, w głównej mierze zależeć od inwencji i pomysłowości sektora prywatnego. Państwo zaś powinno pełnić rolę instytucji, która tworzy regulacje sprawiające, że zmniejszenie energochłonności, czy wręcz zeroemisyjność gospodarki, będą się po prostu opłacać" - powiedział Dybuła.
"Jeśli chodzi o nierówności – zarówno dochodowe jak i majątkowe - to wydaje się, że pewien ich poziom jest niezbędny dla generowania wyższego, ale też i jakościowo lepszego wzrostu gospodarczego. Nie powinno się, moim zdaniem, dążyć do ich zupełnego zniwelowania. Oczywiście polityka społeczno-gospodarcza powinna dążyć do tego, żeby nierówności były jedynie na takim poziomie, który nie przeszkadza dalej rozwijać się, nie powoduje głębokiego podziału społeczeństwa i nie sprawia, że jego część stoi rzeczywiście na krawędzi lub wręcz poniżej progu ubóstwa" - dodał.
Niemniej jednak, zdaniem Dybuły, debata na temat nierówności społecznych i roli państwa w kształtowaniu współczesnych gospodarek jest potrzebna.
"Na pewno dobrze, że debata na temat nierówności społecznych i roli państwa się w ogóle toczy, że odeszliśmy od przekonania, że nieograniczony żadnymi regułami kapitalizm – i to w skali globalnej - jest jedynym możliwym modelem rozwoju gospodarki. W tej debacie ważne jest jednak, jak sądzę, aby wahadło opinii nie wychyliło się zbyt mocno w stronę interwencjonizmu państwowego i ręcznego sterowania gospodarką, bo to – jak dobrze wiemy – po prostu nie działa" - powiedział.
"Taki system gospodarczy był wypróbowywany w różnego rodzaju odsłonach i w różnych krajach w dwudziestym wieku, ale nie sprawdził się nigdzie. Pomimo większej równości w dystrybucji dochodu, ludziom wcale nie żyło się lepiej. Taki system nie sprawdził się również w kwestii ochrony środowiska" - dodał.
Patrycja Sikora(PAP Biznes)