(PAP) Obserwowane napięcia po stronie podaży wskazują, że równowaga na rynku nieruchomości mieszkaniowych wydaje się mniej stabilna niż w przeszłości; na rynku nie widać oddziaływania popytu spekulacyjnego - napisano w grudniowym raporcie o stabilności systemu finansowego Narodowego Banku Polskiego.
"Rynek nieruchomości mieszkaniowych pozostawał w fazie wysokiej aktywności. Nadal obserwowany był wysoki poziom popytu w największych miastach, w tym popytu inwestycyjnego. Problemy z podażą mieszkań są wynikiem trudniejszego dostępu do terenów budowlanych oraz wysokiego popytu na czynniki produkcji w całym sektorze (biorąc pod uwagę realizowane inwestycje infrastrukturalne,
nieruchomości komercyjne, nieruchomości mieszkaniowe)" - napisano.
"W konsekwencji rosną koszty budowy mieszkań, które to koszty deweloperzy przerzucają na konsumentów. Produkcja mieszkań jest nadal wysoko rentowna dla deweloperów. Obserwowane napięcia po stronie podaży wskazują, że równowaga na tym rynku wydaje się mniej stabilna niż w przeszłości" - dodano.
Wśród sygnałów świadczących o narastaniu barier dla dalszego wzrostu podaży NBP wymienił wzrosty cen czynników produkcji, tj. ziemi, materiałów budowlanych oraz szczególnie kosztów pracy.
"Sprzedaż na rynku pierwotnym przesuwa się w kierunku coraz wcześniejszych etapów produkcji, co oznacza, że redukcji ulega bufor absorbujący część szoków popytowych" - dodano.
Powyższe zjawiska wskazują, według NBP, że równowaga na rynku mieszkaniowym staje się mniej stabilna.
"Wystąpienie ewentualnych szoków podażowych lub popytowych może zwiększyć prawdopodobieństwo powstania nierównowagi. W szczególności, gdyby doszło do istotnego ograniczenia podaży mieszkań przy utrzymaniu się silnego popytu, mogłoby to skutkować większym wzrostem cen mieszkań, a następnie ryzykiem ich spadku. W obecnej sytuacji ryzyko takie spoczywa głównie na sektorze deweloperskim i budowlanym" - napisano.
Zdaniem NBP jak dotąd na rynku nie obserwuje się oddziaływania popytu spekulacyjnego, z uwagi na niewielkie wzrosty ceny mieszkań przy wysokich kosztach transakcyjnych oraz brak oczekiwań na ich duży wzrost w przyszłości. (PAP Biznes)