Dziś o 9:30 Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wyda orzeczenie w sprawie hipotek frankowych. W ostatnich dniach temat zelektryzował rynek złotego i czarne scenariusze były przerabiane na liczne sposoby. Sądzę jednak, że strach jest przesadzony, a może i spotęgowany potrzebą wygenerowania zmienności na przeważnie spokojnym rynku złotego.
Na rynku jest już tyle opinii na temat szczegółów i ewentualnych konsekwencji wyroku TSUE dla sektora bankowego i gospodarki, że nie będę ich powielał. Skupię się na tym, co może czekać złotego. Zgadzam się z opinią większości, że orzeczenie Trybunału nie będzie oznaczać natychmiastowych strat dla banków, czy zmusi ich do prędkiego pozbywania się transakcji zabezpieczających ryzyko kursowe związane z kredytami walutowymi. Cokolwiek negatywnego będzie wynikać z orzeczenia, prawdopodobnie skutki tego będą rozłożone w czasie na długo, a ewentualna ich skala będzie mniejsza niż wstępne obawy. Jestem w stanie zrozumieć strach Związku Banków Polskich, który mówił o stratach dla sektora bankowego dochodzących o 100 mld zł. Banki to zbyt poważne instytucje, by pozwalały sobie na niedoszacowanie ryzyka i w ich przypadku lepiej być gotowym na najgorszy scenariusz. Ale jednocześnie nie mogę dawać wiary tak wysokim liczbom, jeśli jest oczywistym, że wyrok TSUE nie zaoferuje jednego czerwonego przycisku zagłady, po naciśnięciu którego wszystkie frankowe umowy kredytowe zostaną natychmiast rozwiązane. Klienci muszą wyjść z inicjatywą złożenia pozwu, liczyć się z wielomiesięcznym procesem, jego kosztami i niepewnością wyroku. I nie zapominajmy o tym, że anulowanie umowy kredytowej oznacza konieczność zwrotu bankowi kwoty kredytu (pomniejszonej o już spłacone raty). Jeśli nie ma się wolnych kilkudziesięciu tysięcy franków albo nie chce się sprzedawać kredytowanego mieszkania, skłonność do złożenia pozwu będzie mniejsza.
No dobrze, ale jednak złoty osłabił się po informacji o terminie wyroku i pozostaje słaby, więc wyrok niesie jakieś ryzyko, prawda? Mój wewnętrzny cynizm pcha mnie w stronę tezy, że w każdej sytuacji rynki preferują zmienność nad stabilność, bo to na zmienności zarabia się pieniądze. Stąd lepiej jest rozegrać czynnik ryzyka poprzez wstępną reakcję i późniejsze odreagowanie niż zaniechać działania w oparciu o trzeźwą kalkulację. Ale jest też drugie wytłumaczenie, po którym są mniejsze szanse, że zostanę uznany za luantyka. Gdy ustalony został termin opublikowanie wyroku TSUE, możliwe stało się zawieranie transakcji zabezpieczających przed ewentualną deprecjacją złotego. Popyt na opcje walutowe EUR/PLN z zapadalnością za dwa tygodnie (licząc od 20 września) generował również presję na kurs spotowy. Popyt na opcje mógł brać się z chęci spekulacji, ale też konieczności zabezpieczenia ryzyka na innych aktywach złotowych (np. obligacjach). Ale to też oznacza, że osłabienie złotego z drugiej połowy września nie oznacza, że ryzyko negatywnego w skutkach wyroku nagle drastycznie wzrosło, a raczej może być skutkiem technicznych potrzeb uczestników rynku.
Jeśli tak było, to sam wyrok nie stanowi dodatkowego ryzyka dla złotego. Oczywiście nie można wykluczyć, że pierwsze nagłówki w serwisach informacyjnych będą celowo zawierały w sobie element szokującego przekazu, który stanie się pożywką dla spekulacyjnego uderzenia w złotego. Jednak po wstępnym szumie spodziewałbym się, że analiza szczegółów wyroku pozwoli na ostudzenia emocji, jak również przysłowiową „sprzedaż faktów”, która pozwoli złotemu na odreagowanie. Muszę jednak powtórzyć w tym miejscu, że pieniądze zarabia się na zmienności i z tego powodu czwartkowy handel może być chaotyczny, jeśli uczestnicy rynku uznają to za dobrą okazję do rozkręcania spirali strachu.