Donald Trump zapragnął przypomnieć, że jeszcze przez miesiąc pozostaje prezydentem Stanów Zjednoczonych i chce mieć swój udział w pakiecie ratunkowym. Jednak jego żądania mogą skomplikować proces uruchomiania pomocy fiskalnej, z którą nie ma co zwlekać.
Prezydent USA Trump zagroził, że nie podpisze pakietu stymulacyjnego, dopóki Kongres nie wprowadzi poprawki podnoszącej wartość czeków dla Amerykanów do 2000 USD z 600 USD. Nastąpiło to po tym, jak w weekend Demokraci i Republikanie wspólnymi siłami wypracowały pakiet wart 900 mld USD. Więcej pieniędzy do kieszeni Amerykanów wpisuje się w politykę Demokratów, stąd nie dziwi poparcie dla pomysłu ze strony spikerki Izby Pelosi, która jest gotowa poddać poprawkę pod głosowanie jeszcze w tym tygodniu. Jednak zmiany w ustawie to tylko odraczanie wypłaty pieniędzy, gdyż trudno uwierzyć, że Republikanie tak łatwo przystaną na podwyżkę wartości czeków, szczególnie że pierwotnie chcieli oni pakietu wartego zaledwie 500 mld USD. Dodatkową komplikacją jest powiązanie pakietu z ustawą budżetową zapewniającą 1,4 bln USD finansowania operacji rządowych do września przyszłego roku. Czas na poprawki kończy się 28 grudnia – jeśli do tego czasu ustawa budżetowa nie zostanie zatwierdzona, USA czeka częściowy government shutdown. Z historii wiemy, że kongresmenów w Waszyngtonie nie zraża shutdown i są gotowi przeciągać negocjacje budżetowe przy wstrzymanej działalności instytucji federalnych. Tylko czy warto aplikować gospodarce dodatkowy chaos, kiedy pandemia COVID-19 wystarczająco ciąży na aktywności gospodarczej? Zamiast otrzymać czeki zaraz po świętach, Amerykanie będą musieli czekać na pomoc kolejne dni, a być może dodatkowo pracownicy sektora publicznego i zewnętrzni zleceniobiorcy na pewien czas stracą dotychczasowe źródło dochodu. Na horyzoncie rodzi się ryzyko, że wprawdzie wizja silnego ożywienia w 2021 r. dalej czeka na horyzoncie, ale dopiero za niespodziewaną przeszkodą.
Rynek akcji ma trudności z obraniem kierunku i obroną wczorajszej próby odreagowania poniedziałkowej korekty, ale po rynku walutowym nie widać skoku awersji do ryzyka. Wręcz przeciwnie USD traci dziś, przerywając wzrostową passę z ostatnich trzech sesji. Nie odczytywałbym z tego, że rynek nie widzi zagrożenia w żądaniach Trumpa. Szczerze, to nic bym nie starał się wyczytywać z zachowania instrumentów. Płynność wyraźnie spadła, za chwilę mamy długi, świąteczny weekend. Na rynku USD dochodzi do porządkowania pozycji po ostatnich wzrostach. Nie ma masowego pędu, by budować świeże pozycje pod dyskonto nowych informacji. Pozostaje tylko śledzić odniesienia z Waszyngtonu, aby mieć lepszy ogląd sytuacji pod powrót normalnego handlu po Nowym Roku.
Ograniczona płynność wpływa też na funta. W temacie brexitu po ostatniej dobie wiemy, że tylko kwestia łowisk pozostała do uzgodnienia (a zatem temat równych szans dla firm został uzgodniony), ale napływające informacje nie sugerują szybkiego kompromisu. GBP/USD zaczyna dzień na 1,34, a w kolejnych godzinach równie dobrze możemy skoczyć do 1,35, co spaść do 1,33. Teoretycznie dyplomaci unijni zasugerowali dzisiejszy deadline na porozumienie, ale tak naprawdę liczy się tylko 31 grudnia, po którym w przypadku braku porozumienia nastąpi handlowy chaos, którego jednak nikt nie chce.