Po piątkowej informacji o bezterminowym wstrzymaniu eksportu rosyjskiego gazu do Europy stało się jasne, że najbardziej optymistyczne scenariusze na najbliższy sezon grzewczy można schować do szafy. Bruksela składa propozycje, ale rządy mogą nie mieć na nie czasu. Obawiam się, że czeka nas sezon populistycznych popisów.
Pomimo pewnego spadku stawek kontraktów na energię na rynkach z absolutnie astronomicznych poziomów, jej koszt pozostaje bardzo wysoki. Bruksela wreszcie obudziła się z wakacyjnego snu i usłyszeliśmy liczne zapowiedzi. Od pomysłów kontrowersyjnych (przekazanie części zysków producentów tańszej energii na subwencje dla odbiorców) po absurdalne (zawieszenie notowań na rynkach futures). Przypomina mi się rok 2010 i pierwsze poważne symptomy eurokryzysu. Do słynnego „whatever it takes” wypowiedzianego przez prezesa EBC musiało upłynąć ponad 2 lata no i to ostatecznie nie urzędnicy a bank centralny wziął sprawy w swoje ręce (pomijam fakt, że wtedy miał jeszcze na to zasoby). Teraz po prostu nie ma na to czasu. Rachunki zaczynają rosnąć i politycy muszą działać, bo inaczej wyborcy zmiotą ich ze sceny. Takie są realia ekonomii politycznej i dlatego właśnie widzimy już szereg pomysłów i działań na poziomie krajowym. Niestety brakuje im spójności, ale wspólnym mianownikiem będzie niedopuszczenie do drakońskich podwyżek dla gospodarstw domowych. Jak to się odbędzie jest sprawą drugorzędną, choć niestety nie nieistotną. Rządy będą miały do wyboru: dalsze istotne zwiększenie i tak za dużego zadłużenia (akurat w momencie gdy EBC podnosi stopy po raz pierwszy od 12 lat) lub podmycie i tak coraz słabszych fundamentów wolnorynkowej gospodarki i transfery zysków. O ile z oczywistych względów gospodarstwa domowe będą priorytetem, o tyle firmy też będą głośno upominać się o pomoc. Moja obawa w tym zakresie dotyczy nierównego do niej dostępu, wynikającego bardziej z siły oddziaływania na rząd niż realnych potrzeb. Raz jeszcze okazało się, że lata urzędniczych planowań nie wytrzymały starcia z rzeczywistością.
Na rynkach poniedziałek przebiegał spokojnie ze względu na święto w USA. Z ważniejszych informacji Liz Truss została nowym premierem Wielkiej Brytanii (brak zaskoczenia) i już wcześniej zapowiedziała ogromny pakiet pomocowy, zaś OPEC zdecydował o wycofaniu planowanego wcześniej zwiększenia produkcji ropy. Mowa o 100 tys. baryłek dziennie, a więc niewielkiej ilości, ale pokazuje to, że kartel będzie chciał utrzymania obecnych (lub wyższych) cen. Dziś w kalendarzu indeks ISM usług dla USA (16:00) i przede wszystkim powrót inwestorów na Wall Street po długim weekendzie. O 8:25 euro kosztuje 4,7192 złotego, dolar 4,7385 złotego, frank 4,8392 złotego, zaś funt 5,4873 złotego.