Oczywiście rynki finansowe bardzo boją się ostatnio silnie podnoszonych stóp procentowych. W Europie środkowej stopy podnoszone są już od dłuższego czasu, choć do tej pory nie spowodowały ulgi w inflacji. Do podwyżek przyłączyły się również kraje skandynawskie, a Stany Zjednoczone zdecydowały się na pierwszą „podwójną” podwyżkę od 2000 roku. Oczywiście rynek obawia się spowolnienia wynikającego ze zbyt szybkiego i mocnego zaostrzania polityki monetarnej, ale dodając do tego potężne ryzyko z Chin, faktycznie możemy niestety mieć receptę na kryzys.
Dane z Chin nie napawają optymizmem. Chińskie władze decydują się na coraz większe restrykcje w kluczowych regionach. Mamy spowolnienie nie tylko w samej produkcji, popycie na paliwa, ale również w eksporcie, co jest pokazane w dzisiaj opublikowanych danych handlowych. Eksport w ujęciu rocznym wzrósł zaledwie o 3,9%. Jest to więcej niż oczekiwano, ale jednocześnie to najgorsze dane od początku pandemii. W poprzednim odczycie była to dwucyfrowa dynamika. W przypadku utrzymania restrykcji prowadzących do spowolnienia produkcji i trudności w łańcuchach dostaw, Chiny mogą być pozbawione swojego głównego źródła dochodu. Do tego wszystkiego musimy wspomnieć, że napięte łańcuchy dostaw, wywołane między innymi przez Chiny powodują problemy na całym świecie. Czy to poprzez brak gotowych produktów do sprzedaży, czy półproduktów potrzebnych do prowadzenia bardziej zaawansowanej produkcji, jak jest to np. w przypadku sektora motoryzacyjnego. W obliczu spowolnienia w Chinach obserwujemy potężną deprecjację juana. W przeszłości takie sytuacje bardzo często wskazywały na globalne problemy, a nawet na recesję. Jeśli inflacja szybko nie odpuści, utrzymanie wzrostu gospodarczego lub co ważniejsze niedoprowadzenie do recesji (czyli tzw. „miękkie lądowanie”) będzie ekstremalnie trudne. Co więcej, przy obecnych problemach podażowych na rynku ropy związanych z wojną wywołaną przez Rosję w Ukrainie, czy brak możliwości OPEC+ do podniesienia produkcji, ceny energii pozostaną wysoko, dlatego na razie nie ma co liczyć na spowolnienie w inflacji.
Trudno gdziekolwiek szukać pozytywów. Oczywiście kryzys zwykle nadchodzi z zaskoczenia, dlatego można mieć nadzieję, że jeśli wszyscy się go spodziewają, to wcale nie nadejdzie. Światełko w tunelu możemy też widzieć na rynku pracy i to w większości miejsc na świecie. Wysoka inflacja pozwala na utrzymanie wysokiego zatrudnienia, choć oczywiście silnie rosnące płace dodatkowo dorzucają presję na wzrost cen. Niemniej, dopóki rynek pracy pozostanie zdrowy, wydaje się że jest szansa na uniknięcie najbardziej negatywnego scenariusza.
Przy całych tych globalnych obawach o spowolnienie oraz przez niższą od oczekiwań podwyżkę stóp procentowych w Polsce, złoty nie ma zbyt dobrej passy. Dolar oczywiście jest bardzo silny, ale parze USDPLN brakuje zaledwie 3% do ostatnich lokalnych szczytów z okresu początku wojny. Nieco lepiej jest w przypadku innych kluczowych walut, ale jeśli nie przyjdzie poprawa nastrojów, złoty może kontynuować osłabienie.
Przed otwarciem w Europie za dolara musimy płacić 4,4828 zł, za euro musimy płacić 4,7110 zł, za franka 4,5122 zł, za funta 5,5025 zł.