Wystarczył tydzień aby sytuacja na rynku dolara zmieniła się o 180 stopni. Zaszkodziły słabe dane, ale z drugiej strony euro dostało nieoczekiwane wsparcie od EBC. Dziś wszystkie oczy zwrócone będą na raport NFP.
Wczorajsze posiedzenie EBC można skwitować stwierdzeniem „chcielibyśmy, ale się boimy”. Po latach prowadzania przez Bank zgubnej polityki ujemnych stóp i nieskończonego dodruku coraz większa ilość członków Rady Banku widzi, że inflacja nie odpuszcza tak szybko, jak mieli nadzieję. To wymagałoby podjęcia działań, ale Bank zdaje sobie jednocześnie sprawę jak bardzo alergicznie strefa euro może zareagować na powrót „normalnych”, czyli wyższych od zera stóp procentowych. Rynki jednak i tak przyjęły takie wahanie za dobrą monetę. Podwyżki stóp nadal wydają się odległym scenariuszem, ale już wygaszenie dodruku (obecnie ma być on znacznie zmniejszony, jednak ma trwać minimum do końca roku) wydaje się realnym scenariuszem.
Dolarowi z kolei zaszkodziły fatalne środowe dane z rynku pracy. Raport ADP pokazał spadek zatrudnienia, co oczywiście stawia znak zapytania w kwestii jastrzębiego zwrotu Fed, jeszcze zanim jakiekolwiek działania zostały podjęte. Czyżby amerykańska gospodarka hamowała tak szybko? A może to efekt zakłóceń związanych z Omicronem i niebawem wzrost zatrudnienia ponownie ruszy? Jaki wpływ ma to na płace i stopę bezrobocia? To wszystko są kluczowe pytania i być może część odpowiedzi poznamy dziś o 14:30, wraz z publikacją raportu NFP.
Jak na razie złoty dostaje prezent od globalnego rynku, a do tego po kolejnej mocnej podwyżce w Czechach rosną apetyty przed przyszłotygodniową decyzją RPP. O 8:05 euro kosztuje 4,5403 złotego, dolar 3,9621 złotego, frank 4,3068 złotego, zaś funt 5,3876 złotego.