Sprzyjający biznesowi Romney uważany jest za kandydata lepszego dla rynku akcji. Jak pokazuje historia, pozytywny wpływ na zachowanie giełdy prorynkowych republikanów (i negatywny prospołecznych demokratów) nie jest tak oczywisty, jakby się pozornie mogło wydawać.
Romney dobry dla akcji, Obama dla obligacji
Powyższy lapidarny tytuł najlepiej oddaję opinię Wall Street na temat obydwu kandydatów. Uważa się, że wybór Obamy oznacza kontynuowanie luzowania polityki pieniężnej, co skutkować będzie dalszym spadkiem rentowności obligacji. Według analityków Barclays reelekcja Obamy wywoła spadek rentowności obligacji 10-letnich USA z obecnego poziomu 1,7 proc. do ok. 1,5 proc. Z kolei wybór Romney'a, uważanego za „jastrzębia” i przeciwnika obecnego szefa Fed, oznacza perspektywę zacieśnienia polityki pieniężnej, co skutkować będzie wzrostem rentowności obligacji, czyli spadkiem ich ceny. Prognoza, że dla rynku akcji lepszy byłby wybór kandydata republikanów oparta jest głównie na powszechnej obiegowej opinii, że to Grand Old Party bardziej sprzyja biznesowi, a przez to Wall Street. Takiego zdania jest 34 proc. inwestorów ankietowanych przez firmę Black Rock (największa na świecie firma inwestycyjna zarządzająca aktywami), podczas gdy 22 proc. sądzi, że to Obama byłby lepszym prezydentem dla giełdy. Co ciekawe, ta obiegowa opinia, mająca również poparcie w bardziej wolnorynkowych programach wyborczych Republikanów, nie do końca odpowiada historycznym statystykom. Jak policzył Wall Street Journal, od 1900 roku średnioroczna stopa zwrotu za kadencji prezydenta-demokraty wyniosła 7,8 proc. i była zdecydowanie wyższa od stopy zwrotu, jaką przynosiły inwestycje za rządów republikanów (3 proc.). Oczywiście zwolennicy Partii Republikańskiej szybko wytłumaczą, że demokraci rozkręcali gospodarkę inflacją i wzrostem deficytu budżetowego, a republikanie zaciskając pasa dbali o wzrost w długim terminie. Abstrahując od dyskusji na temat wyższości polityki gospodarczej jednych nad drugimi, należy zauważyć jedno – pozytywny wpływ na zachowanie giełdy prorynkowych republikanów (i negatywny prospołecznych demokratów) nie jest tak oczywisty, jakby się pozornie mogło wydawać.
Grecy strajkują, Unia rozważa dalszą pomoc
Podobnie jak w minionym tygodniu, temat Grecji był najczęściej przewijającym się w serwisach informacyjnych w Europie. Rząd w Atenach walczy o uchwalenie przez parlament budżetu na przyszły rok. Stwierdzenie, że kolejne oszczędności natrafiają na opór społeczeństwa stanowi już truizm. We wtorek i środę ma się w Grecji odbyć strajk generalny, zorganizowany przez centrale związkowe. Z drugiej strony cały czas nie została zatwierdzona wypłata kolejnej transzy pomocy dla tego kraju. Nadal jednak wydaje się, że wydarzenia w Grecji stanowią jedynie medialne tło dla kluczowych problemów globalnej (i europejskiej) gospodarki. Patrząc na zachowanie indeksów giełdowych ciężar problemów przesuwa się za Atlantyk, gdzie zaraz po wyborach na pierwszy plan wyjdzie tzw. „fiskalny klif”, czyli zbiegające się w czasie ograniczenie wydatków budżetowych i wycofanie ulg podatkowych. Powodów do niepokoju na Starym Kontynencie nie dają również rentowności obligacji państw peryferyjnych. Wprawdzie w ostatnich dwóch tygodniach rosły, ale nadal są to poziomy dalekie od tegorocznych maksimów. Jest to również zbieżne z sygnałami płynącymi z Hiszpanii, gdzie premier Rajoy zapowiedział, że w najbliższym czasie jego kraju nie będzie prosił o pomoc. Wynika to między innymi z tego, że Hiszpania zrealizowała już prawie cały plan emisji obligacji na ten rok. Niepokojące były doniesienia z Włoch, gdzie były premier Berlusconi zagroził wycofaniem poparcia dla technicznego rządu Mario Montiego jeszcze przed wyborami parlamentarnymi zaplanowanymi na kwiecień 2013. Jak na razie jednak daleko do zmaterializowania tej groźby.
Wyniki spółek w USA: Zyski spadły ale mniej niż sądzono, martwią przychody
Sezon wyników za trzeci kwartał na Wall Street zbliża się już ku końcowi. Swoje wyniki opublikowało już 350 spółek z indeksu S&P 500. Siedem na dziesięć z nich pochwaliło się zyskiem lepszym od prognoz, dzięki czemu roczna dynamika zysków, wprawdzie spadła poniżej 0, ale była zdecydowanie wyższa od prognozowanej jeszcze 30 września (-0,5 proc. wobec -3 proc.). Bardziej niepokoić mogą słabe wyniki na poziomie przychodów, gdzie jedynie 40 proc. spółek pobiło oczekiwania analityków. Negatywnym czynnikiem są również obniżki prognoz (zarówno przez spółki, jak i analityków) na kolejne kwartały. Pomimo tego, rynek wciąż oczekuje istotnego wzrostu zysków. W czwartym kwartale oczekiwany jest wzrost zysków o 6,4 proc. rok do roku (wcześniej 9,5 proc.). Prognozowana dynamika zysków w pierwszym i drugim kwartale 2013 wynosi 3,7 i 8,2 proc. (wcześniej 5,4 i 9,4 proc.). Jednocześnie przyszłe P/E (cena akcji przez prognozowany zysk na akcję) wynosi 12,6, czyli 12 proc. poniżej dziesięcioletniej średniej. Podsumowując, chociaż ostatnie tygodnie przyniosły istotne pogorszenie się oczekiwań co do perspektyw amerykańskich spółek na najbliższe kwartały, nadal jednak nie można tego czynnika uznać za poważne zagrożenie dla rynku akcji. Takim czynnikiem jest za to wspomniany „fiskalny klif”. Realizacja najczarniejszego scenariusza wiążącego się z zacieśnieniem polityki budżetowej o blisko 5 proc. PKB byłaby dla koniunktury w amerykańskiej gospodarce i wycen akcji zabójcza. Wprawdzie wydaje się, że zarówno demokraci jak i republikanie będą chcieli uniknąć takiego scenariusza, to jednak polityczna wojna nerwów wpłynie na wzrost awersji do ryzyka na rynkach, zwłaszcza za Oceanem.
S&P 500 – Sandy bez większego wpływu na rynek
Po raz pierwszy od 1888 roku Wall Street z powodu pogody była zamknięta przez dwie sesje, a Wall Street pracowała dopiero od środy. Huragan nie wpłynął jednak znacząco na zachowanie się amerykańskich indeksów (podobnie zresztą, jak bywało to w przypadku innych huraganów). Jak do tej pory podaży nie udało się przełamać strefy wsparć 1395-1400 (patrz wykres), co biorąc pod uwagę silne wyprzedanie rynku nie stanowi zaskoczenia. Jednocześnie brak zdecydowanych sygnałów wskazujących na zakończenie korekty. W razie przebicia wspomnianej strefy wsparć, można oczekiwać, że kupujący będą się starali bronić linii trendu wzrostowego prowadzonej od listopada ubiegłego roku (obecnie około 1360 pkt). Strefę oporów, której przebicie oznaczać będzie zmianę sentymentu wyznacza przedział 1445-1460 pkt.
DAX – Europa wciąż silniejsza od Wall Street
Ciekawiej wygląda sytuacja niemieckiego indeksu, który po udanej obronie wsparcia na poziomie 7100 pkt, kontynuuje marsz w kierunku północnym. Indeks zbliżył się do strefy oporów 7430-7480 pkt. Jej przełamanie oznaczać będzie, z technicznego punktu widzenia, zakończenie korekty spadkowej. Najbliższe wsparcie stanowi strefa 7100-7250 pkt. Wyznacza ją przyspieszona linia trendu wzrostowego prowadzona od czerwca br. (w przypadku S&P 500 została ona już wcześniej przełamana), a także lokalne maksimum z sierpnia. Przełamanie tego przedziału otworzy drogę do poziomu 6900 pkt, a nawet 6450-6510 pkt. Ten dalszy zasięg stanowi 61,8 proc. zniesienie wzrostów czerwiec-wrzesień, a także wynika z szerokości kanału w jakim rynek porusza się od kilku miesięcy. W mojej ocenie taki negatywny scenariusz jest jednak mniej prawdopodobny, a siła niemieckiego indeksu względem najważniejszych indeksów za Oceanem może się dalej utrzymywać.
Andrzej Nowak
EFIX Dom Maklerski