(PAP) Nie można wykluczyć, że potrzeba rozpoczęcia procesu normalizacji polityki pieniężnej pojawi się w IV kwartale tego roku - ocenia Andrzej Rzońca z Rady Polityki Pieniężnej.
"Na podstawie oceny dzisiejszego zbioru informacji na temat polskiej gospodarki nie wykluczam, że potrzeba rozpoczęcia procesu normalizowania polityki pieniężnej mogłaby się pojawić już w IV kwartale tego roku. Powiedziałbym nawet więcej – życzyłbym sobie tego, bo podwyżka stóp w IV kwartale oznaczałaby widoczną siłę polskiej gospodarki. Oznaczałaby, że polska gospodarka bardzo szybko poradziła sobie ze wstrząsem ukraińskim, który jak sądzę w dużym stopniu odpowiada za wyhamowanie tempa poprawy sytuacji gospodarczej w Polsce" – powiedział Rzońca w wywiadzie dla PAP.
"Mam wrażenie, że przełożenie się tego wstrząsu na polską gospodarkę było silniejsze niż wynikałoby to z udziału Ukrainy czy Rosji w polskim eksporcie, bo ucierpiał także eksport innych krajów Europy Środkowej do Ukrainy i Rosji, które to kraje są naszymi ważnymi partnerami handlowymi" – dodał.
Członek RPP zaznacza, że polityka pieniężna powinna być prowadzona z uwzględnieniem dużego opóźnienia, jakie występuje pomiędzy zmianami stóp procentowych, a najsilniejszym oddziaływaniem tych zmian na wzrost łącznego popytu i na inflację.
"Jeżeli tempo wzrostu PKB będzie się utrzymywać powyżej dynamiki PKB potencjalnego, który oceniam na około 3,0-3,5 proc., to będzie to sygnał przemawiający za rozpoczęciem normalizacji polityki pieniężnej. Innymi sygnałami przemawiającym za jej rozpoczęciem byłyby: wzrost płac w tempie szybszym niż 5 proc., wzrost popytu krajowego prowadzący do pogarszania się salda obrotów bieżących lub dalsze przyspieszenie dynamiki kredytu i – w efekcie – jego wzrost wyraźnie przekraczający tempo wzrostu gospodarki. Jesteśmy o 1 punkt procentowy poniżej poziomu stopy procentowej od tej, która była w momencie, kiedy RPP III kadencji rozpoczynała swoją pracę. Sytuacja gospodarcza dzisiaj nie pewno nie jest gorsza ani bardziej niepewna niż bezpośrednio po ostrej fazie globalnego kryzysu finansowego" – powiedział Rzońca.
"Życzyłbym sobie, żeby polska gospodarka wykazywała się siłą uzasadniającą rozpoczęcie normalizacji polityki pieniężnej już w IV kwartale tego roku. Jednocześnie obawiam się, że o tej sile przekonają nas dopiero dane, które spłyną w I kwartale przyszłego roku" – dodał.
Jego zdaniem powrót głównej stopy procentowej do poziomów sprzed kryzysu oznaczałby, że długofalowy wzrost PKB polskiej gospodarki nie spowolnił w jego następstwie.
"Niestety wydaje mi się, że istnieje wiele czynników, które hamują i będą hamować dynamikę potencjalnego PKB w Polsce, a tym samym będą obniżać naturalną stopę procentową" – powiedział.
"Póki co uważam, że mamy obecnie do czynienia z ustabilizowaniem się dynamiki wzrostu PKB. Dotyczy to II kwartału, podobnie będzie w III kwartale. W IV kwartale ta dynamika powinna znowu przyspieszyć. O ile nie nastąpi odpowiednie dostosowanie polityki makroekonomicznej w odpowiedzi na to przyspieszenie lub nie wystąpią ujemne wstrząsy w otoczeniu, to polska gospodarka zacznie być wytrącana z niemal idealnej równowagi, w której się obecnie znajduje" – dodał.
CPI POD WPŁYWEM SZOKÓW PODAŻOWYCH
Rzońca zaznacza, że polityka pieniężna nie powinna próbować neutralizować wpływu pozytywnych wstrząsów podażowych na inflację.
"W świetle projekcji nieprzekroczenie celu przez inflację ma być rezultatem utrzymania się dynamiki cen energii poniżej minimum sprzed 2012 roku oraz dynamiki cen żywności poniżej wieloletniej średniej. To są pozytywne zmiany kosztowe, tzw. dodatnie szoki podażowe" – powiedział.
"Polityka pieniężna nie powinna próbować neutralizować wpływu dodatnich wstrząsów podażowych na inflację, nawet bardzo uporczywego, poprzez stymulację łącznego popytu, bo takie próby rodziłyby ryzyko destabilizacji gospodarki" – dodał.
Rzońca wskazuje, że w najbliższych miesiącach będziemy mieli najprawdopodobniej do czynienia z ujemną dynamiką cen. Dodaje, że będzie ona jednak wspierać wzrost łącznego popytu w Polsce.
"Źródłem ujemnego wskaźnika CPI będzie niski poziom cen energii oraz cen owoców i warzyw. Ludzie nie będą oszczędzać prądu w nadziei, że w przyszłości prąd będzie tańszy. Nie będą też czekać z zakupami owoców i warzyw aż te zgniją. Jednocześnie to, co dzięki niższym cenom zaoszczędzą na prądzie, owocach i warzywach wydadzą na co innego. Jesteśmy prawdopodobnie w tej fazie cyklu surowcowego, która powinna przez długi czas hamować dynamikę cen energii. W przypadku cen żywności ich kształtowanie się jest bardzo trudne do prognozowania. W przeszłości, po okresach niskiej dynamiki tych cen, następowały okresy przyspieszonego wzrostu. Jestem bardzo sceptyczny wobec wszelkich twierdzeń, że tym razem jest lub będzie inaczej" – powiedział.
"Jeśli wzrost cen żywności powróci do wieloletniej średniej, a wszystko inne zrealizuje się tak, jak przewiduje projekcja, to w horyzoncie najsilniejszego oddziaływania polityki pieniężnej na dynamikę cen będziemy mieli inflację powyżej celu przy założeniu braku zmian w poziomie stóp procentowych. Jeżeli wzrosty cen energii powróciłyby do wieloletniej średniej, to mielibyśmy inflację wyraźnie powyżej celu. Gdyby dynamika PKB potencjalnego nie wzrosła o 0,7 punktu procentowego, to nie mielibyśmy zerowej a dodatnią lukę popytową na koniec projekcji. Gdyby nie spadek NAWRU, czyli stopy bezrobocia nie powodującej przyspieszenia dynamiki płac, innej zmiennej nie obserwowanej, o prawie 1 pkt proc., to różnica między wzrostem płac a wzrostem wydajności pracy przekroczyłaby cel inflacyjny wcześniej niż na koniec 2015 roku i wywierałaby silniejszą presję na wzrost inflacji niż wskazuje projekcja; silniej też pogarszałaby kosztową konkurencyjność krajowych przedsiębiorstw" – zaznacza Rzońca.
PROJEKCJA I SZCZĘŚLIWY ZBIEG OKOLICZNOŚCI
W opinii członka RPP w najnowszej projekcji NBP utrzymanie się równowagi makroekonomicznej polskiej gospodarki oparte jest na "szczęśliwym zbiegu okoliczności".
"Życzyłbym sobie, żeby zrealizował się scenariusz bazowy projekcji. Z projekcji wynika, że gospodarka jest niemal idealnie zrównoważona i że ta równowaga zostanie utrzymana w horyzoncie projekcji. To wszystko odbywać się ma jednak głównie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności" – powiedział.
"Według projekcji luka popytowa już teraz jest niewielka i ma się zmniejszyć do zera. Saldo obrotów bieżących ma się pogarszać, ale na tyle stopniowo, że pozostanie na bezpiecznym poziomie. Dynamika płac ma wyprzedzać tempo wzrostu wydajności pracy, ale różnica między tymi wielkościami ma przekroczyć cel inflacyjny dopiero w 2015 roku, przy czym to szybsze tempo wzrostu płac niż wydajności pracy nie pogorsza konkurencyjności kosztowej polskiego eksportu na tyle, żeby dynamika eksportu wyhamowała. Przeciwnie, ma ona stopniowo przyspieszać dzięki odbudowie popytu zagranicznego" – dodał.
W opinii członka RPP drugi obraz, jaki wyłania się z projekcji, to zagrożenia.
"Inflacja bazowa ma na koniec horyzontu projekcji wzrosnąć do 2,0 proc., to jest poziomu, który występował w przeszłości w latach 2008-2009 oraz 2011-2012, czyli w latach, w których inflacja była powyżej górnej granicy odchyleń od celu. Niemal przez cały horyzont projekcji mamy wzrost popytu krajowego powyżej 4,0 proc., który zostaje w 2016 roku przyhamowany przez czynnik zupełnie przejściowy, tj. zmniejszenie się transferów z Unii Europejskiej, przy przechodzeniu na nową perspektywę finansową" - powiedział.
"Mimo, że wydajność pracy ma rosnąć w tempie przekraczającym wieloletnią średnią, dynamika płac ma pozostać poniżej takiej średniej, dzięki spadkowi o prawie 1,0 punkt procentowy NAWRU, czyli nieobserwowanego bezrobocia równowagowego. Dynamika produktu potencjalnego ma przyspieszyć o 0,7 punktu procentowego między początkiem a końcem projekcji mimo, że demografia – dotychczas neutralna – ma zacząć zabierać z tej dynamiki 0,4 punktu procentowego" - dodał.
"To wszystko wskazuje, że w horyzoncie projekcji kształt inflacji, luki popytowej oraz deficytu na rachunku obrotów bieżących ma być wynikiem szczęścia. Polityka pieniężna nie powinna być prowadzona przy założeniu szczęśliwego zbiegu okoliczności. Polityka pieniężna powinna być prowadzona w taki sposób, żeby zminimalizować skutki ewentualnego zmaterializowania się niekorzystnych scenariuszy" – ocenia Rzońca.
W jego opinii nie tylko inflacja może przekroczyć cel, jeśli ceny energii i żywności nie będą kształtowały się tak korzystnie, jak wynikałoby to z projekcji, ale także saldo na rachunku obrotów bieżących może się pogarszać szybciej.
"Dodatkowo, jeśli wyjść poza projekcję, to choć oczywiście póki co kredyt rośnie w tempie zbliżonym do dynamiki PKB, to utrzymanie zaledwie przez pół roku przyspieszenia tej dynamiki, którą obserwowaliśmy od października ubiegłego roku, doprowadziłoby do wyraźnego przekroczenia przez tempo wzrostu kredytów dynamiki PKB. To by oznaczało wyraźnie szybszy wzrost kredytu niż wzrost gospodarki" – powiedział.
DYSPARYTET STÓP
Rzońca pytany o ryzyko związane z wysokim dysparytetem stóp pomiędzy Polską a innymi krajami wskazuje, że dysparytet stóp nie jest jedyny czynnikiem, który oddziałuje na przepływy kapitałowe.
"Przepływy te zależą również od oceny ryzyka lokowania kapitału w danym kraju. Oceny te zależą z kolei od jakości i dostępności zabezpieczenia w horyzoncie, w którym lokowany jest kapitał w danym kraju" – powiedział.
"Zmienną przyzwoicie przybliżającą zmiany w dostępności zabezpieczenia dla krótkoterminowego napływu kapitału jest różnica pomiędzy dynamiką PKB a dynamiką PKB potencjalnego. Jeżeli gospodarka rośnie szybciej niż jest to możliwe do utrzymania w długim okresie, oznacza to, że w tym krótkim okresie dostępność zabezpieczeń poprawia się szybciej niż wynikałoby to z fundamentów" - dodał.
"Jeśli chce się uniknąć destabilizującego wpływu kapitału krótkoterminowego na gospodarkę, powinno się prowadzić politykę makroekonomiczną w taki sposób, żeby dynamika PKB nie wystrzeliła znacznie powyżej dynamiki PKB potencjalnego" – wskazuje Rzońca.
Jego zdaniem stopy procentowe w Polsce nie są wysokie.
"W całej Azji niższe są tylko w Tajlandii. Wyższe są w całej Ameryce Łacińskiej, wyższe są również w niektórych krajach wysoko rozwiniętych, jak w Nowej Zelandii. Taki sam poziom, jak u nas, jest w Australii i w Korei Południowej" - powiedział.
"Stwierdzenie, że w Polsce są wysokie stopy procentowe abstrahuje od wzrostu polskiej gospodarki, a także abstrahuje od poziomu stóp procentowych w innych gospodarkach wschodzących oraz tych gospodarkach wysoko rozwiniętych, którym udało się uniknąć poważnych turbulencji po wybuchu globalnego kryzysu finansowego" – dodał.
"Oczywiście wiele tych krajów znacząco się różni od Polski pod względem stopy inflacji. W niektórych krajach Ameryki Łacińskiej inflacja jest dużo wyższa niż w Polsce, ale też i poziomy stóp procentowych w większości tych krajów są znacząco wyższe. Weźmy choćby Brazylię, gdzie bieżąca inflacja przekracza 6 proc., ale i stopa procentowa jest na poziomie 11 proc. Przy czym niska inflacja nie jest dana raz na zawsze. Jak spojrzymy na Chile, tam stopa procentowa wynosi 4,0 proc., inflacja przed rokiem wynosiła mniej niż 1,0 proc., a dzisiaj zbliża się do 5,0 proc., choć gospodarka chilijska rośnie znacznie wolniej niż przed rokiem" – zaznacza członek RPP.
Jacek Barszczewski