Tydzień zakończyliśmy odczytem Non Farm Payrolls ze Stanów Zjednoczonych, które wypadły gorzej od oczekiwań ale nie wystarczająco źle. Rynek oczekiwał, że przybędzie 220 tysięcy miejsc pracy w sierpniu ale przybyło tylko 173 tysiące. Podziałało to pozytywnie na kurs dolara i negatywnie na kurs amerykańskiego długu skarbowego. Przed publikacją danych kontrakty terminowe na stopę procentową dyskontowały 26% prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych w USA już we wrześniu, natomiast po danych to prawdopodobieństwo podskoczyło do 32%. Reakcja rynku nie dotyczyła samego odczytu o miejscach pracy, a raczej kolejnego niższego wskazania stopy bezrobocia w USA (5,1%) oraz wyższej od oczekiwanej dynamiki wzrostu realnych wynagrodzeń – 0,3% zamiast 0,2%. Dzieje się to w warunkach historycznie niskiej stopy partycypacji populacji w sile roboczej na poziomie 59,4%, co odpowiada poziomowi z 2009 roku kiedy rozpoczęto nie zacieśnianie polityki monetarnej, a luzowanie ilościowe. Wrześniowe posiedzenie Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) odbędzie się już za niecałe dwa tygodnie, a oczekiwania „fed watchers” są wciąż rozchwiane i niepewne co do ruchu rezerwy Federalnej w temacie podwyżki stóp procentowych.
Dwadzieścia minut przed publikacją danych o miejscach pracy w USA miała miejsce przemowa Jeffreya Lackera z Banku Rezerwy Federalnej w Richmond, który przekonywał, że słaby odczyt nie będzie miał wpływu na decyzję FOMC o podwyżce stóp. Odniósł się on również do sytuacji na giełdzie i zapewnił, że Fed nie będzie reagował na podwyższoną zmienność (czytaj: spadki) na amerykańskich giełdach. Było by to znaczące i zobowiązujące gdyby nie to, że ten sam Jeffrey Lacker zapewniał już w kwietniu 2011 roku, że podwyżki będą miały miejsce jeszcze przed końcem (2011) roku.
Pozostając w temacie banków i bankierów centralnych, Mario Draghi pozostawił stopy w Strefie Euro na niezmienionym poziomie, co było do przewidzenia ale ciekawych bodźców dla rynku dostarczył na konferencji prasowej po komunikacie Europejskiego Banku Centralnego. Po pierwsze EBC obniżyło prognozy inflacji nie tylko na rok bieżący co by było zrozumiałe biorąc pod uwagę rynek surowców i core’owa inflację przeciekającą do wskaźników headline’owych ale również na lata 2016-2017. Dodatkowo wskazał, że najbliższe miesiące nie przyniosą odbicia inflacji, a wręcz ujemne wskazania. Rewizji uległy również oczekiwania wzrostu PKB w Strefie Euro do 1,4% w 2015 roku, 1,7% w 2016 i 1,8% w 2017. Rewizji doczekał się również program luzowania ilościowego w Strefie Euro. W związku z mocnym naciskiem rynku i szybkim wyczerpywaniem się puli papierów możliwych do nabycia przez EBC, podniesieniu uległ limit udziału EBC w poszczególnych emisjach obligacji z 25 do 33 procent. Rynek zareagował na te deklaracje pozytywnie ale jedynie w krótkim okresie. Raczej bardzo krótkim – hossa wywołana przez Mario Draghiego nie przetrwała na rynku akcyjnym dłużej niż kilka godzin sesyjnych.
Bardzo ciekawie tydzień wyglądał na rynku ropy naftowej. Kontrakty na WTI, rozpoczęły tydzień na poziomie 43 USD za baryłkę aby jeszcze w poniedziałek wznieść się do 49, we wtorek spaść do 43, w czwartek podskoczyć do 48 i tydzień kończyć w okolicy 46 USD. To wszystko się działo przy bardzo niedźwiedzich informacjach dla ropy naftowej. Po pierwsze Barack Obama zdobył wymaganą większość w senacie aby przegłosować zniesienie sankcji dla Iranu. Ostatnim potrzebnym głosem w senacie okazała się Pani senator o polskich korzeniach – Barbara Mikulski, która stała się trzydziestym czwartym senatorem (senatorką), który(a) poprze zniesienie sankcji w Senacie USA, co zagwarantuje utrzymanie prawa veta Obamy, w przypadku, gdyby Kongres odrzucił zniesienie sankcji. Drugą niedźwiedzią wiadomością dla notowań ropy naftowej było obcięcie cen przez Arabię Saudyjską na ropę dostarczaną do USA, Europy i Dalekiego Wschodu – czyli praktycznie dla wszystkich odbiorców. Te dwie wiadomości, wraz z brakiem fundamentalnych impulsów dla wzrostów ceny ropy naftowej, każe się głęboko zastanowić nad trwałością zeszłotygodniowych wzrostów cen ropy naftowej.